Kolejna szybka przeprowadzka.

15. 02. 12 r. Warszawa. Szczecin

Już spałam, kiedy obudził mnie telefon od Piotra. Zanim odebrałam spojrzałam na zegarek. Była 00.30 i oczywiście od razu pomyślałam, że coś się stało. Piotr był bardzo poruszony i zdenerwowany.

  • Leżałem już w łóżku, kiedy obrazek w ramce z hukiem przeleciał przez cały pokój (ok. 4 metrów) i spadł koło mojej głowy.

p.s. Mieliśmy zdjęcie Chrystusa w drewnianej ramce, który wisiał na ścianie.

  • Poderwałem się na równe nogi i krzyknąłem;
  • Wynoś się stąd !!!!!!!!!. Zaraz usłyszałem; To ty się wynoś !!!!!!!!!
  • Chciałem mu przywalić, ale go nie widziałem. Położyłem się do łóżka, ale ciągle czekałem w pogotowiu. Zobaczyłem go w końcu…. Zarys postaci, zobaczyłem wyraźnie przejrzystą istotę, wyglądał jak starzec, powoli utykając przeszedł koło mnie i wtopił się w ścianę. Skojarzyłem to z filmowym predatorem, tak wyglądał. Włączyłem szybko telewizor, żeby w pokoju nie była taka cisza. Na ekranie zobaczyłem program religijny i akurat Matkę Boską.

maxresdefault

Kiedy opowiadał cały był w nerwach. Naprawdę, starałam się słuchać go bardzo uważnie, ale co rusz ziewałam, bo wyrwał mnie ze snu. Ciągle myślałam, żeby już skończył. Kładąc się z powrotem spać pomyślałam nawet;

  • A może mu się to przyśniło?

W każdym razie jego relacja nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Zadzwonił na gorąco, ale to był zły moment, po prostu byłam cholernie śpiąca. Śpię dalej w najlepsze i raptem słyszę wyraźnie słowa w swojej głowie;

  • Jeśli jest to prawda, niech się zapali światło.

Natychmiast i gwałtownie otwieram oczy i co ?…… cały pokój jest oświetlony. Nie mogę w to uwierzyć! Kto zapalił światło? Żeby je zgasić musiałam wstać z łóżka i podejść do kontaktu przy drzwiach. To mną wstrząsnęło i nie mogłam zasnąć do rana. Zrozumiałam, że to co przeżył Piotr jest ważne i przede wszystkim prawdziwe. Zrozumiałam też, że nie będę wiecznie zwlekać i na siłę go przeprowadzę. Dosyć tego. 



16. 02. 12 r. Warszawa.   

Spakowałam się w nocy i przyjechałam do Warszawy już w czwartek rano, czyli na drugi dzień, kilka godzin „po samo – zapalonym świetle”. Powiedziałam Piotrowi, że go przeprowadzę, a on oczywiście się wkurzył.

-Nie będę uciekać przed gnojem!!! – powtórzył starą śpiewkę. A ja miałam to w d…e, mówiąc dosadnie.

Piotr pojechał do biura, a ja wzięłam kilka worków do śmieci i zaczęłam pakować wszystko co miałam pod ręką. Byłam naprawdę zdeterminowana, chodziłam między jednym a drugim mieszkaniem kilkakrotnie z worami w rękach, musiało wyglądać to dość podejrzanie  Na szczęście nie było daleko. Po kilku godzinach zadzwoniłam do Piotra, że śpi już w nowym miejscu. Przyjechał po południu i zaczął się śmiać, nie wierzył, że to zrobiłam. A wtedy przypomniała mi się jego wizja z basenem. Kurcze….. wszystko się sprawdziło.

Gacek powiedział, że daje nam czas ustawowy. Długo zastanawiałam się nad tymi słowami. Sprawdziłam jaki czas ustawowy obowiązuje przy opuszczeniu mieszkania należącego do spółdzielni. To okres od miesiąca do trzech.  http://www.rp.pl/artykul/857802-Umowa-najmu–jak-ja-rozwiazac–jaki-okres-wypowiedzenia.html#ap-4  Jeśli gackowi chodziło właśnie o to… to powinien być zadowolony! Zmieściłam się mniej więcej w środku.

p. s. Tak się zastanawiam. Jeśli wizja z basenem była 1 stycznia, czyli półtora miesiąca temu… czy już wtedy Oni wiedzieli, że będą musieli zapalić mi światło? Jak Oni to robią ????  

p. s Bogdan (ten z urzędu) poprosił Piotra o spotkanie. Powiedział, że musiał się przeprowadzić do swojej przyjaciółki, bo tylko będąc przy niej ma trochę spokoju i może zasnąć. Do tej pory codziennie w nocy miał wizyty, otwierane drzwi, koszmary. Do tego stopnia jest nękany, że wychodził w nocy na spacer. Teraz prosi Piotra o pomoc, bo ile można tak żyć? To wykańcza fizycznie.



15. 03. 12 r.  Warszawa.       

 Piotr od jakiegoś czasu  mieszka już w nowym miejscu. W tym mieszkaniu ciągle śpi, ciągle jest jakby w letargu, do tego stopnia, że nie ma siły rano wstawać i nie chodzi do kościoła. Wraca z pracy i wali się dosłownie w ciuchach do łóżka, potrafi tak przespać całą noc.

Powiadomił właścicielkę o wprowadce…. a ta znowu.

  • Wie pan, że musi pan się teraz oczyszczać?

Piotr nie chciał ciągnąć tego tematu, za to mnie ta kobitka intryguje coraz bardziej. 

Do starego mieszkania Piotr przychodzi popołudniami, by wynieś ostatecznie resztę mebli i innych gratów. Nawet gdyby wygrano batalię o to mieszkanie, już tam nie wróci. Przekonało go do tego jeszcze jedno drobne wydarzenie. Jadąc wczoraj windą, zadał w myślach pytanie;

-Jeśli w tym mieszkaniu rzeczywiście istnieje realne zagrożenie, niech ta winda się zatrzyma.

No i …. stanęła natychmiast i to w połowie piętra.



20. 03. 12 r.  Warszawa.

W nowym mieszkaniu jest błoga cisza i spokój, ale w nocy raptem w jednym momencie włączył się budzik, telefon i radio, które były odłączone od sieci. Trwało to chwilę, ale wystarczyło. Pytanie;   X0uFeHD   po co ta przeprowadzka, jeśli tutaj zaczynamy mieć „powtórkę z rozrywki”?



Uwaga, ponieważ wpisy edytują się w kolejności od najnowszych do najstarszych, by w pełni zrozumieć pisany tekst, proszę cofnąć się do samego początku.

Czas ustawowy.

01. 01. 12 r. Warszawa.           

Piotr zadzwonił i zaczął opowiadać swoją wizję. Byliśmy we czwórkę (cała rodzina), prowadziłam ich w stronę basenu. Była zima. Kiedy doszliśmy, niespodziewanie, zupełnie bez słowa wskoczyłam do mętnej wody basenu, choć byłam w ubraniu. Zaczęłam pływać wzdłuż basenu, a po chwili zanurkowałam głęboko i przez jakiś czas płynęłam pod powierzchnią wody. Po jakimś czasie wynurzyłam się, płynąc już na plecach głęboko odetchnęłam i patrzyłam w niebo. Piotr cały czas biegał wokół basenu wkurzony, że zrobiłam to bez jego wiedzy. A ja miałam takie uczucie, że muszę to zrobić.

Zanim skończył mówić ja już wiedziałam o co chodzi. Myślę, że będę musiała zrobić coś znowu zgodnie z planami ”Góry”. Wtedy jestem w takim stanie, że nie patrzę na nikogo i robię swoje, gdyż wiem, że tak właśnie musi być. Tak było wtedy, kiedy wysłałam Piotra na rozmowy kwalifikacyjne, do Skwarczyńskiego, do szpitala…. to wszystko musiało się zdarzyć. Po latach byłam w 100 procentach tego pewna, a wydarzenia te zmieniły nasze życie. Coś znowu będzie zależeć od mojej szybkiej decyzji.

Dodatkowo niedawno miałam sen. Jestem w pustym mieszkaniu i patrząc na ściany pomyślałam, że muszę je odmalować, by się tu wprowadzić. Hmm… szykuje się kolejna przeprowadzka?



10. 01. 12 r. Warszawa.

O 21.00 zadzwonił roztrzęsiony Piotr; Leżałem na łóżku i oglądałem telewizję, kątem oka zauważyłem jak z drzwi wysuwa się ogromna twarz. Obróciłem w jej stronę głowę i przyjrzałem się. Była wielka, prawie tak wielka jak same drzwi. Wysunęła się z powietrza, paskudny pysk z zakrzywionym jak góral nosem. Miała lekko otwarte ostre zęby, nie poruszał ustami, ale wyraźnie usłyszałem.

  • Daję ci czas ustawowy, potem wszystkim zawładnę, to jest moje królestwo!!!
  • Potem nie dasz rady, wszystko zniszczę.

diabel

W tym samym momencie poczułem, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu;

  • Nie martw się, rób swoje powoli.

Kiedy o tym opowiadał, nie mógł się opanować. Zdziwiłam się tylko, że po tylu manifestacjach gacka jeszcze się nie przyzwyczaił. Zaczęliśmy razem to analizować.

Czas ustawowy”… skąd takie określenie? Brat Krysi nadal walczy o to mieszkanie i właśnie czekamy na decyzję sądu. Pewnie gdyby wiedział, co tu się dzieje dawno dałby sobie z tym spokój. Gacek dał nam wyraźnie znać, że musimy opuścić to mieszkanie definitywnie, co jest dla mnie akurat zaskakujące. Gacek ściągnął Piotra do tego mieszkania, a teraz chce się go pozbyć? Dlaczego? Czyżby miał dosyć jego modlitw?



16. 01. 12 r. Warszawa.

Piotr ciągle przeżywa i analizuje to co, się stało kilka dni temu. Zadzwonił do mnie przed chwilą i powiedział co właśnie usłyszał;

W pokoju zapanowała dziwna gęsta energia, poczułem ucisk na klatkę piersiową i czyjąś obecność, spytałem;

  • Duchu jesteś? – nie przyszło mi nic innego do głowy.
  • Jest nas wielu… – usłyszałem odpowiedź, co mnie zaskoczyło.
  • Czy jest zło?
  • Ogromne.… – znowu odpowiedź.

p.s. Ogromne… w tym mieszkaniu, czy w ogóle ?



19. 01. 12 r. Warszawa.       

Piotr kupił szafę do nowego mieszkania (to dobry znak dla mnie, znaczy, że kiedyś się w końcu przeprowadzi ). Rozglądając się dookoła poczuł bijący spokój tego miejsca. Po chwili usłyszał;

  • Dosyć już walki, czas się oczyszczać, nie możesz być brudny, musisz być czysty, żeby wejść.

Zaczynam dostrzegać pełnię sytuacji. Wypadek z zębem był momentem przełomowym w walce z diabłem. Jeśli gackowi nie udało się Piotra załatwić, teraz jest on Nasz … powiedziała Góra… założę się na 100000 %, że właśnie tak jest. Dlatego. Piotr musi opuścić „królestwo gacka”, bo tam może być tylko brud, nic więcej. Moim zdaniem zaczynamy kolejny etap. 

p. s. Dosyć już walki, czas się oczyszczać, nie możesz być brudny, musisz być czysty, żeby wejść. Znowu słowa od kogoś Nieznajomego i Niewidocznego… Piszę o Nim z dużej litery, bo to nie są słowa człowieka. Od dłuższego czasu obserwuję Piotra i zauważam, że jest coraz bardziej sensytywny, zapewne dzięki godzinnym głębokim modlitwom. Może modlitwy powodują, że możliwości człowieka znacznie się wzmacniają i otwierają, a może „ten typ tak już ma”? W każdym razie kiedy mówi, że słyszałem słowa… przestaje mnie to dziwić. Wsłuchuję się tylko co ma mi do przekazania….



02. 02. 12 r. Warszawa.       

Piotr przyjechał do Warszawy późnym wieczorem. Na dzień dobry, jeszcze w drzwiach usłyszał;

  • Znowu przyjechał ten gnój, idziemy – Nie był to zwyczajny głos, lecz warkot.
  • Cześć dupki – odpowiedział Piotr w swoim „pięknym” stylu .

Piotr położył na stole w kuchni czapkę, a na niej rękawiczki. Wszedł do pokoju obok, kiedy się odwrócił zobaczył swoją czapkę leżącą centralnie na podłodze w pokoju. Na czapce leżały rękawiczki. Czyli w ciągu kilku sekund czapka z rękawiczkami „powędrowała” sama kilka metrów.  Piotr zaczął się śmiać. Rozebrał się z płaszcza, wrócił do kuchni i chciał usiąść na krześle. Już siadał, kiedy nie mógł ręką wymacać krzesła, odwrócił się i zobaczył, że krzesło, które podsunął sobie przed chwilą pod tyłek stoi też w pokoju.

Zadzwonił do mnie i zaczął o tym opowiadać śmiejąc się z niedowierzaniem. Piotr mówi, że gacki przestały się w ogóle ukrywać. Widzi ich, są małe około 1,20, przemykają przez pokój i słyszy ich rozmowy. Oczywiście mówiąc, że ich widzi myśli, że ja ich zobaczę. Nic z tego, to dane jest tylko Piotrowi… na szczęście 🙂 

Wojownik i święty ?

26. 08. 11 r. Warszawa. 

Piotr miał niesamowitą wizję.

Dochodzę do krawędzi przepaści, zaglądam w jej otchłań. Spostrzegam kłęby wijących się pokrzywionych ciał, krzyczących rozpaczliwie, czy tak wygląda piekło?… pomyślałem.

1111111111111

Nie czuję przerażenia lecz wielkie współczucie, rozpościeram szeroko ręce i rzucam się w tą otchłań, spadając czuję jedynie spokój. Spostrzegam, że te wijące się istoty przemieniają się w czarny pył.



27. 08. 11 r. Warszawa.

Piotr miał znowu sen z serii „o tirze”.

  • Prowadzę wielkiego tira obładowanego mandarynkami, pomarańczami. Zauważyłem, że kilka z nich wysypało się na drogę. Pomyślałem wtedy, że nic się nie stanie i ruszyłem w dalszą podroż. Jednak po chwili cały tir jakby pękł i na drogę wysypały się wszystkie pomarańcze, a sam tir zaczął skręcać i o mało co zderzyłby się z naszym audi, który we śnie stał po drugiej stronie drogi. Uderzyłby na pewno, gdyby nie starszy siwy mężczyzna, który znalazł się nie wiadomo skąd w kabinie ciężarówki i wyprowadził tira na odpowiedni kurs.

Piotr obudził się naprawdę przestraszony. Poprzedni sen z tirem sprawdził się w 100%. Zaczęliśmy się analizować ten sen i doszliśmy do wniosku, że jeśli nie dopilnuje spraw biznesowych, nawet tych drobnych to może go czekać mała katastrofa. Po okresie autentycznych problemów z pieniędzmi w ubiegłym roku można powiedzieć, że w tym pękł worek obfitości. W pewnej chwili zaczęło napływać tyle zleceń (tir z owocami), że teraz pojawiły się problemy z ich realizacją. Pozgłaszały się same instytucje państwowe i nie wykonanie zlecenia na pewno skutkowałoby sporymi konsekwencjami. Któż by chciał więc z nimi potem wojować? Piotr do tej pory trochę lekceważył sytuację myśląc, że się wszystko jakoś samo ułoży. Nic z tego, ten sen mu pokazał, że jeśli nie dopilnuje, to się wyłoży.

Tak więc, dziękujemy za ostrzeżenie .

To kolejny raz, kiedy pojawia się w snach starszy siwy mężczyzna. Czy to sam Bóg?



28. 08. 11 r. Warszawa.

Piotr z synem wracał w niedzielę pociągiem do Warszawy. Do przedziału dosiadł się młody mężczyzna koło trzydziestki. Widać, że to taki wolny duch, wędrowiec, prawie kloszard, który podróżował na gapę. Okazało się, że to były zakonnik. Wdał się w dyskusję z Piotrem, a po chwili powiedział;

  • Pan wie, że pan jest księdzem?
  • Co za bzdury, mam firmę – zaśmiał się Piotr, choć te słowa go zmroziły.
  • Nie, dobrze pan wie, że jest… albo był pan księdzem.

Wyszedł po chwili, bo konduktor go wyrzucił. Czyżby widział to, co widziała Aida? Czyżby zobaczył jakimś cudem poprzednie życie Piotra? A może zobaczył jego drugą stronę osobowości? Pamiętam słowa pewnej osoby;

  • W pani mężu są dwie istoty; wojownik i święty.


05. 09. 11 r. Warszawa.      

Wizja.

Widzę siebie nagiego, uniosłem się do góry. Zauważyłem, że moje genitalia po prostu zanikają, tracę swoją męskość. Jestem przerażony i obserwuję, jak srebrzysta powłoka 'otula’ moje ciało zaczynając od dołu. Ta powłoka zmienia się w srebrną zbroję. Przestaję być człowiekiem, a staję się istotą nieokreśloną jeśli chodzi o płeć. Czuję, że mam coś w ręku twardego, coś podobnego do miecza. Unoszę się do góry, lewituję, znikam gdzieś wysoko. Po obudzeniu nadal czułem, że tę zbroję mam na sobie.

tribal_angel_2_by_shadow696-d45n0wj

Sierżant z okiem dżina.

15. 03. 11 r. Warszawa.

Wizja;

  • Jestem w wielkim, ogromnym pomieszczeniu ze ścianami. Koło mnie stoi ktoś jeszcze. Przed nami w oddali stał demon, wielki i gruby, paskudny, tłusty dziad. Był kilkadziesiąt razy od nas większy. Staliśmy naprzeciwko niego, ja niebieski, mój towarzysz biały z brązowymi włosami do ramion. Gacek powoli szedł w naszą stronę. Zmuszał nas do cofania się w kierunku tylnej ściany. Broniliśmy się. Najpierw „biały” podskoczył do góry 3 metry i rzucił w demona kulą energii w kolorze czerwonym, ale to go w ogóle nie zatrzymało, nawet go nie drasnęło.
  • Przyszła kolej na mnie. Na moim ręku pokazała się niebieska kula energii, też uniosłem się do góry na 3 metry i walnąłem w niego w prawe ramię niebieską kulą, gacek lekko się cofnął od tego uderzenia, ale dalej posuwał się do przodu. Ponownie mój towarzysz uderzył i znowu nic to nie dało. Kiedy przyszła kolej na mnie skupiłem się ze wszystkich sił i uderzyłem go po raz drugi, cios był na tyle silny, że trochę gacka odrzuciło, ale po chwili nadal szedł do przodu. Cały czas cofaliśmy się, ale nie mogło to trwać zbyt długo, bo byliśmy coraz bliżej ściany.
  • Biały znowu uderzył i nic, ja uderzyłem i nic. Byliśmy już prawie pod ścianą. Biały ostatkiem siły uderzył w niego kulą energii, ale to było żałośnie słabe. Przyszła moja kolej i wiedziałem, że jest to ostatnia szansa. Byłem zdany na siebie. Mój towarzysz nic nie mógł zrobić, bo nie miał już siły.
  • Wielki gacek był już bardzo blisko, a za nami ściana, nie było gdzie uciec. Z dłoni wyrosła mi kolejna kula energii i przed ostatnim rzuceniem skierowałem w górę głowę wołając w rozpaczy;
  • Boże Mój, pomóż !

good_vs_evil_angel_by_mirerror

Przypomniały mi się słowa AIDY;

  • O wyzwolenie walczy też inny Anioł, który jest w połowie upadły !? – powiedziała wtedy.

Czyżby w tej wizji to był właśnie on?



26. 05. 11 r. Szczecin.   

Jestem beznadziejna, bo powinnam pisać częściej. Tyle się dzieje, a ja to lekceważę. Może już spowszechniało mi ciągłe słuchanie opowieści o wychodzeniu różnych zwierząt ze ściany, o manifestacji czarnego w pokoju i o nocnych wizytach. Wczoraj jednak zdarzyło się coś, co mnie zadziwiło.

Od wielu miesięcy Piotr prawie codziennie budzi mnie telefonicznie o 7.30. Robi to, kiedy wychodzi z porannej mszy. Wczoraj kładąc się spać zakończyłam dzień myślą, że dobrze byłoby, by tym razem także mnie obudził, ponieważ mam rano spotkanie z klientem. Rano dzwoni mój telefon i widzę, że wyświetla się jego imię. Zdziwiło mnie tylko to, że była godzina 7.21, a nie 7.30. Czyżby nie był na mszy?… pomyślałam. Odebrałam telefon i usłyszałam jego głos;

  • Co tam ? – i w tym momencie cała bateria „poleciała” w dół. Gwałtownie wyładował mi się telefon. Szybko więc podłączyłam do telefonu ładowarkę i oddzwoniłam po chwili do Piotra. Była 7.30.
  • Słuchaj, przerwało, bo bateria mi się wyczerpała. Co słychać? – Piotr po chwili milczenia odpowiedział;
  • Ale ja do ciebie nie dzwoniłem… właśnie wyszedłem z kościoła i wsiadłem do auta. Telefon był w aucie.

Zamurowało mnie, myślałam, że żartuje.

  • Niemożliwe, słyszałam twój głos.
  • Przecież mówię, w tej chwili wziąłem do ręki telefon – powiedział bardzo poważnie.

Tym razem ja milczałam i próbowałam sobie wytłumaczyć, co się stało. Sprawdziłam połączenia i było! – 7.21 telefon od Piotra. Znowu zadzwoniłam do Piotra pytając, czy na pewno do mnie nie telefonował. Chcąc mnie całkowicie przekonać przysiągł na Boga, że nie.

Muszę mu uwierzyć, ale jeśli nie on dzwonił… to kto?


Dawno już podpisaliśmy umowę na wynajęcie nowego mieszkania w Warszawie (nawet go jeszcze nie widziałam), ale Piotr ciągle siedzi w starym. Tak więc w tej chwili mamy na karku trzy wynajęte mieszkania (1 w Szczecinie i 2 w Warszawie) i wielkie koszty. Piotr jest tak uparty i wojowniczo nastawiony do walki z gackiem, że brakuje mi argumentów, by go przekonać. Wydaje mu się, że jak się wyprowadzi to tak, jakby uciekał, a on, jak powiedział, nigdy nie ucieka. 



15. 07. 11 r. Warszawa.

Spółdzielnia przysłała zawiadomienie, że po śmierci Krysi lokal musi być jednak opuszczony. Krótko mówiąc według administracji wraz ze śmiercią głównego najemcy nikt już nie ma praw do użytkowania tego mieszkania. Nic z tego nie rozumiemy, ale po cichu cieszę się, że może tym razem Piotr zdecyduje się w końcu wyprowadzić. Brat Krysi uspokaja, by się tak nie spieszyć z przeprowadzką, bo chce się odwołać i może to potrwać jeszcze kilka miesięcy. Słysząc te słowa myślałam, że mnie szlag trafi. 



18. 07. 11 r.  Warszawa.

Wizja.

  • Widziałem starego człowieka na wózku inwalidzkim, który podjechał do mojego łóżka, miał białą twarz, ale zdecydowane oczy. Powiedział wskazując na mnie palcem; sierżant z okiem dżina.

Ciekawe…. Dżin to arabski odpowiednik demona. https://pl.wikipedia.org/wiki/Dżinn 
Co miała znaczyć ta krótka wizja?



20. 07. 11 r. Szczecin.   

Miałam okropny i krótki sen.

Wyprowadzałam z garażu auto, miałam lekko upuszczoną po mojej stronie szybę. Nagle pojawił się mężczyzna ubrany na czarno, podszedł zdecydowanie do auta, wsadził przez okno rękę i chwycił za moje kluczyki w stacyjce. Chciał je wyciągnąć patrząc mi prosto w oczy. Był tak silny i zdecydowany, że nie dałam mu rady się przeciwstawić. W panice sięgam po telefon i próbuję zadzwonić po pomoc do Piotra.
Obudziłam się gwałtownie przestraszona. Twarz tego mężczyzny widziałam już 3 – krotnie. Twarz kompletnie bez emocji, zimna i cyniczna. Ostatnim razem, o ile pamiętam… goniła mnie aż do kościoła. Próbuję zrozumieć symbolikę tego snu. Auto to życie, a kluczyki pozwalają uruchomić i prowadzić auto, to jak ster na statku. Kiedy gacek próbuje przejąć moje kluczyki, to jakby chciał przejąć ster mojego życia. 



Uwaga, ponieważ wpisy edytują się w kolejności od najnowszych do najstarszych, by w pełni zrozumieć pisany tekst, proszę cofnąć się do samego początku.

Przeprowadzka.

20. 11. 10 r. Szczecin.   

Przedwczoraj wracaliśmy autem z Warszawy do Szczecina w wesołej atmosferze, byliśmy szczęśliwi. Wchodząc do domu już wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Nie było nikogo, kto mógłby nas witać, co się nigdy nie zdarzało. Po chwili z góry zbiega teściowa i zaczyna krzyczeć do nas z pretensjami. Chyba zebrały jej się wszystkie pretensje świata, bo staliśmy jak wryci nie wiedząc o co jej chodzi. Piotr stał kompletnie zaskoczony, bo zastał całkowicie niesłusznie zaatakowany. Dostało się i mnie. Do tego dołączył niedługo teść. Musieli w pewnym momencie powiedzieć o jedno słowo za dużo, bo Piotrowi zrobiło się tak przykro, że szepnął mi do ucha;

  • Wyprowadzamy się natychmiast.

Nie wierzyłam co się dzieje. Nigdy nie widziałam u nich tyle niechęci i złości do nas. Mam wrażenie, że do końca nie wiedzieli co robią, jakby coś w nich wstąpiło. Parę minut później już siedziałam w internecie i szukałam mieszkania. Wytypowałam 3 lokale do obejrzenia, czwarte po dłuższym zastanowieniu odrzuciłam. Zadzwoniłam do biura nieruchomości i poprosiłam o umówienie się na oglądanie wszystkich trzech w ciągu jednego dnia. Zrobiliśmy to w sobotę nie mówiąc o tym teściom. Ciekawe, trzecim mieszkaniem, które oglądaliśmy było właśnie to, które odrzuciłam. Kobieta z biura nieruchomości pomyliła się i dała je na listę do oglądania … i właśnie to mieszkanie spodobało nam się najbardziej. Decyzja krótka, podpisujemy umowę.



02. 12. 10 r. Szczecin.

Piotr musiał wyjechać i zostawił mnie samą z problemem przeprowadzki. Ponieważ nie mieliśmy dużo, ładowałam ciuchy do worków do śmieci i po cichu wynosiłam do auta. W końcu udało mi się przeprowadzić, ale pozostał jeden mały szczegół, teściowe ciągle nic nie wiedzieli. Zebrałam się na odwagę i musiałam im powiedzieć, że od dzisiaj śpię gdzie indziej. Byli w szoku, nigdy by się tego po nas nie spodziewali. Tak się spieszyliśmy z przeprowadzką, że nie zauważyliśmy, że w mieszkaniu są tylko dwa wąskie łóżka. Nasze dzieci nie mają gdzie spać !!! Idiotyczna sytuacja… dzieciaki (nastolatki) zdecydowały się zostać u dziadków stwierdzając, że im tam po prostu wygodniej, każdy ma swój pokój.

Jestem już w nowym miejscu i rozglądam się dookoła nie mogąc uwierzyć gdzie jestem, a jest tu wspaniale. Cofam się wstecz i przypominam sobie mój sen z pudłem zwiastującym przeprowadzkę. Dwa krokodyle, które mnie prześladowały… Przecież to przez moich teściów musiałam się wyprowadzić. Uciekając trafiłam do kościoła, a kościół to jak azyl, miejsce bezpieczne. Kiedy rozglądam się po nowym mieszkaniu czuję się jak w azylu… bezpiecznie.

To się zdarzyło tak nagle, tak szybko. Mam wrażenie, że musieliśmy opuścić miejsce, w którym wszystko się zaczęło. Nastał czas na „sprzątanie”. Umarła Krysia, odeszła Magda, przeprowadzamy się z warszawskiego mieszkania, przeprowadziliśmy się od teściów. Tak jakby czyszczono wszystko, co łączy nas z gackiem.

Kiedy o tym myślałam doszło do mnie, że na nic, co do tej pory się zdarzyło nie mieliśmy żadnego wpływu. To nie my mamy kontrolę nad tą grą i to jest niesamowite. Zastanawiam się coraz częściej, czy my mamy w ogóle coś do powiedzenia?

ggdfggfgffgd



03. 12. 10 r. Szczecin.

Piotra ciągle nie ma i to była moja pierwsza samotna noc w nowym mieszkaniu.

Miałam sen, ktoś naciska na klamkę w moim pokoju i próbuje otworzyć drzwi. Ktoś chciał wejść.handle

Tylko tyle i aż tyle, bo budzę się natychmiast. To wyglądało jak w horrorze i poczułam się niepewnie, choć jeszcze niedawno wydawało mi się, że znalazłam tutaj azyl.



10. 12. 10 r. Warszawa.

Nad ranem miałem wizję, to nie był sen, bo nie spałem. Zobaczyłem jakby film, który pokazano mi przed twarzą. Widziałem piękną złotą jabłoń, pełną owoców. Jest jak z bajki, niewyobrażalnie cudowna. Kilka jabłek upadło na ziemię. Podszedłem do niej i zacząłem je zbierać.

Czy to czasami nie jabłoń było drzewem dobra i zła?                                                           Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło.

Niewykluczone, że ta wizja może oznaczać tylko tyle, że Piotr zacznie zbierać owoce swoich dotychczasowych działań.



17. 12. 10 r. Szczecin.

Piotr po raz pierwszy przyjechał do nowego mieszkania. Wieczorem kiedy oglądaliśmy TV w pewnej chwili widzę, że gapi się w sufit z rozdziawioną miną.

  • Widzę trzy duże kule, świecą, mają różne kolory…. Boże, jakie one są wielkie!

Patrzę się tam, gdzie on się patrzy … i nic nie widzę, a Piotr ciągle jak zahipnotyzowany. Trwało to z 10 minut. Cholera, ledwo przyjechał i na dzień dobry coś widzi !!! Zaczynam podejrzewać, że znaleźliśmy się w tym mieszkaniu nieprzypadkowo, najpierw moje sny o przeprowadzce, pomyłka pośredniczki nieruchomości, potem mój sen o klamce i teraz to. Ciekawe co będzie next… ?



20. 12. 10 r. Warszawa.

Znowu nad ranem miałem wizję. Zobaczyłem 2 krzesła, na jednym siedzi Najważniejszy i obok niego Syn. Leżałem przed nimi na ziemi, miałem rozpostarte ręce, ale nie mogłem powstrzymać moich nóg, które samoistnie chciały zaatakować tych Dwoje. Moje nogi wyrywały się, by Im dokopać.

W pewnej chwili powstrzymała mnie jakaś moc, poczułem, jak ktoś mnie głaszcze po głowie. Uspokoiłem się. Nagle wydostała się ze mnie czarna masa, która przybrała postać dobermana. Wszyscy wiedzieliśmy, że to gacek. Pies rozglądał się w panice dookoła i czuł się niepewnie. Chciał uciec, ale pojawiły się ściany zbudowane z energii, które mu przeszkodziły. Wtopiłem się w jedną ze ścian, stałem się jedną z nich, doberman spojrzał na mnie i przestraszony rozpłynął się w pyle.

111

Piotr albo walczy sam ze sobą, albo ze złem, które ciągle w nim tkwi. Właściwie to wychodzi na jedno. Ma jednak wielką ochronę i pomoc od samego Boga i Chrystusa. Czy w takiej sytuacji może przegrać?

I tak się zakończył pamiętny rok 2010.

Zwiastuny nadchodzących zmian.

26. 03. 10 r.  Warszawa.

Piotr wrócił do domu ze szpitala bardzo osłabiony. W piątek poszedł na krótko do firmy. Około 13.00 wpadła do biura jego była wspólniczka. Przyszła bez powodu, nie przywitała się nawet z nikim, tylko zajrzała do pokoju, gdzie siedział Piotr. Wsunęła głowę i się cofnęła, kompletnie bez słów.

  • Dziwne – powiedział Piotr.
  • Ona przyszła, bo chciała zobaczyć, czy żyjesz!!! – powiedziałam nieoczekiwanie zaskoczona swoim słowami.

Chciałam to obrócić w żart, ale Piotr potraktował moje słowa bardzo poważnie.



18. 05. 10 r.  Warszawa.       

Piotr jest cały czas zdołowany, bo biznes nie idzie najlepiej, same straty. Czego się nie dotknie to nie wychodzi, psują się auta jeden po drugim, pracownicy mieli drobne wypadki. Zaczynają szeptać, że to zła energia krąży jeszcze po Magdzie. Może tak, może nie, ale trzeba to przetrzymać.

Ostatnio, kiedy Piotr wrócił popołudniu do mieszkania na środku pokoju leżało 6 zdechłych wielkich karaluchów ułożonych w kręgu, jakby je ktoś starannie pookładał. Nie jest to normalne! Mam już dosyć i dlatego zdecydowałam się szukać nowego mieszkania w Warszawie. Siadłam przy komputerze i w internecie wertowałam aktualne oferty. Szybko znalazłam mieszkanie znajdujące się zaledwie 200 m dalej, świetne miejsce. Kazałam zadzwonić Piotrowi do biura nieruchomości i załatwić sprawy. Najpierw moje działania traktował z przymrużeniem oka, a potem się wkurzył.

  • Nie będę uciekać przed tym gnojem – powiedział mając na uwadze gacka.
  • Byłam jednak bardzo uparta, zadzwonił wieczorem i umówił się, by obejrzeć nowe mieszkanie.


15. 06. 10 r.  Warszawa. 

Gacek nawiedza Piotra znowu niemal codziennie. Syn pojechał do niego na tydzień do Warszawy i jest świadkiem tych ataków. Odczuwa to samo zagrożenie i słyszy, jak jego tata po nocach krzyczy;

  • W imię Chrystusa odejdź.

Zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje, ale ma do tego szczególny stosunek, nie wtrąca się i nie komentuje. Kiedyś próbowałam z nim rozmawiać, bo zaczął w pewnym momencie sypiać przy zapalonym świetle, a dla nas to znak, że co się dzieje. Przyznał wtedy, że kilkakrotnie budząc się widział nas sobą ciemną postać, jednak nie chciał o tym już więcej mówić.

Ciągle roztrząsam sprawę wypadku z zębem. Może rzeczywiście to gacek chciał go zabić, tak jak przepowiedziała to Aida, a „Góra” dała mi wszystkie „narzędzia” do tego, by na to nie pozwolić?



20. 07. 10 r. Warszawa.   

Wizja.

Widziałem Go, siedział na czymś jak wielki tron, widziałem Jego stopy i długą białą, prawie szarą szatę, nie miałem jednak odwagi spojrzeć na Jego twarz, nie byłoby to nawet możliwe. Przed nim klęczeli na jedno kolano 2 wielcy aniołowie wojownicy, trzymali w jednej ręce coś długiego jak pika, a z tyłu mieli miecz. Obydwaj stali w małej niecce, zagłębieniu przypominającym odwróconą tarczę. Jedna z tych niecek była pusta. To była ostatnia pusta niecka po prawej stronie.111



18. 10. 10 r.  Warszawa.

Nastały trudne czasy w naszym biznesie, brakuje pieniędzy na zrealizowanie zamówień, a banki odmawiają kredytu. Pożyczyłam Piotrowi moje firmowe pieniądze, ale nie liczę, że zwróci. Jeśli jego firma upadnie, pociągnie za sobą i mnie. Oddałam mu prawie wszystkie oszczędności zbierane prze 15 lat. Po raz pierwszy dochodzi do tego, że musimy sprzedać samochody. Trudno, jeśli tak trzeba… przetrwamy i to.

Dzisiaj Piotr miał ciekawy sen;

Kiedy wszedłem do firmy zobaczyłem, że w moim pokoju za biurkiem siedział starszy mężczyzna z białą brodą, był cały biały i wyglądał jak anioł. Wykonywał te same czynności, które ja robię codziennie w pracy, tak jakby kierował moją firmą. Poza tym cały czas się uśmiechał ciepło. Wkurzyło mnie to, że zajął moje miejsce. Co on tu robi! – Pomyślałem.

Chwyciłem szklankę i wylałem na tego „śmieszka” wodę, zrobiłem to odruchowo. Ten w odwecie wziął jakieś naczynie i wylał na mnie mleko. 

Mleko to dobry znak, to noworodkowi daje się mleko, by przeżyło, a czyż człowiek nie jest dzieckiem Boga?

Piotr ma wrażenie po tym śnie, że już nie panuje nad tym co się dzieje, całą sytuacją kieruje już Góra. Wynika z tego, że nie ma sensu się martwic tyko ufać, że będzie lepiej. Hmm… ale zaufać to nie jest takie proste…. nawet Im.   



02. 11. 10 r.  Szczecin.

Mam krótki sen.

Trzymam w dłoniach pudło, a w nim różne rzeczy z mojego biura. Krążę po biurowcu trzymając ciągle to pudło i szukam nowego miejsca dla swojej firmy. Jakaś kobieta pokazuje mi stare biurko, przy którym mogę zacząć pracować. Jestem cała szczęśliwa, że w ogóle znalazłam nowe miejsce dla swojej firmy.

Dla mnie firma jest bardzo ważna i tam czuję się najlepiej, jak w domu. Myślałam o tym długo…

  • Chyba będziemy się przeprowadzać – powiedziałam do Piotra, choć absolutnie sama w to nie wierzę. Mieszkam u teściów od dawna i myślałam, że tak będzie już wiecznie. Zobaczymy.


04. 11. 10 r.   Szczecin.

Miałam dziwny sen. Goniły mnie przez miasto dwa olbrzymie paskudne krokodyle. Wiem, że to był samiec i samica. Ja uciekałam przez ulice, a one podążały za mną. W końcu samica zatrzymała się i sobie odpuściła. Samiec szedł za mną uparcie. Dobiegłam do kościoła i zamknęłam bramę. Krokodyl doszedł do kościoła i się zatrzymał przed wejściem.

p. s nie mam pojęcia co to znaczy.

Płaszcz śmierci.

24. 03. 10 r.  Warszawa.

Muszę to opisać od początku, ponieważ wszystko ma znaczenie. Odkąd zmarła Krysia przyjeżdżam do Warszawy co drugi weekend. Przyjeżdżam w piątek i wyjeżdżam w niedzielę, bo w poniedziałek praca.

W sobotę siedząc przy komputerze ogarnęło mnie dziwne uczucie. Siedziałam tak z pół godziny bez ruchu i tylko myśli kłębiły mi się w głowie czy wracać jutro, czy nie wracać, wracać, nie wracać, jechać… nie jechać. W pewnej chwili podjęłam decyzję; nie jadę. Piotr się zdziwił, ale i ucieszył.

Następnego dnia w niedzielę rano Piotra zaczął boleć ząb. Myśleliśmy, że to przejściowe, więc poszliśmy po zakupy, ale ząb bolał coraz bardziej. Wracamy do domu i decydujemy się na znalezienie dentysty, który byłby czynny w niedzielę. Przez internet znajdujemy klinikę na ul. Ludnej, która na szczęście mieści się niedaleko naszego mieszkania. Jest umówiony na 16.00. Wtedy pomyślałam;

  • Dobrze, że nie jadę, bo pociąg miałabym o 17.00. Musiałby iść sam.

Kiedy zbliża się 16.00 jedziemy autem do dentysty. Piotr wchodzi do środka kliniki,a ja zastaję w samochodzie. Siedząc tak w ciszy obserwowałam pustą ulicę. Zauważyłam po przeciwnej stronie drogi w odległości 100 m od kliniki duży szpital. Przez moją głowę przebiegła wtedy myśl; „Dobrze, że ten szpital jest tak blisko”. Po chwili się zreflektowałam, że mam durne myśli, bo co ma wspólnego szpital do dentysty.

IMG_1225

Kiedy Piotr wyszedł z kliniki stwierdził tylko, że lekarka nic nie znalazła w zębie, wg niej był zdrowy ?, ale ponieważ on nalegał to zaaplikowała mu truciznę. Wróciliśmy do domu zadowoleni, że mamy to z głowy.

Godzinę później Piotr zaczyna się drapać. W pewnej chwili rozebrał się do naga, bo wszystko go swędziało, drapał się po całym ciele. Szybko zrobiłam mu podwójne rozpuszczone wapno, ale to nic nie dało. Bardzo szybko pojawiły się bąbelki podobne do oparzenia od pokrzywy, obległy całe jego ciało. Rozśmieszyło mnie to nawet, bo Piotr wyglądał jak różowy prosiaczek. Tak śmiejąc się coś mnie tknęło. Gwałtownie spoważniałam.

Kazałam się mu ubrać i isc do szpitala. Musiałam być bardzo zdecydowana, ponieważ Piotr w ogóle się nie sprzeciwiał. Przypomniałam sobie, że „szpital był niedaleko”, naprzeciwko dentysty!. Mogliśmy jechać taxi , ale Piotr upierał się, by jechać swoim samochodem. Traciliśmy cenne minuty, bo musieliśmy iść do garażu. Już w samochodzie Piotr tracił siły, jadąc widzę jak kładzie głowę na kierownicy, zaczyna się dusić. Dobił mnie tym, że zaczął mi dyktować numery kont bankowych!!!! Wtedy zrozumiałam, że musi być z nam naprawdę źle.

Piotr zaparkował samochód na środku chodnika, byle gdzie. Biegnąc do szpitala ciągnęłam go za rękę. Na korytarzach nie było nikogo. Dobiegliśmy do recepcji i mówię krótko, że mąż ma atak alergiczny na coś i źle się czuje. Recepcjonistka około `60 reagowała jak w zwolnionym tempie. Dopiero kiedy Piotr zaczął bełkotać zaprowadziła go do lekarki w izbie przyjęć. Lekarka zareagowała powoli, nie spiesząc się. Zaaplikowała mu zastrzyk i kazała zdjąć koszulę. Kiedy jednak zobaczyła rany na plecach wybiegła do mnie przerażona i spytała co jadł wcześniej.

Krewetki, ale po chwili znowu coś mnie tknęło i powiedziałam,

  • Ale to nie krewetki. Mąż był u dentysty i tam dostał truciznę, to na pewno trucizna.

Kazała mi zadzwonić do dentysty i spytać się co zaaplikowała Piotrowi do zęba. Nie miałam jednak telefonu, więc postanowiłam pobiec do kliniki, która znajdowała się naprzeciwko. Tak biegnąc znowu przypomniałam sobie swoje myśli; dobrze, że szpital jest tak blisko. Pobiegłam na drugą stronę ulicy i znalazłam jego lekarkę. Powiedziałam szybko, że mąż był u niej niedawno i trafił do szpitala. Poprosiłam, żeby napisała na kartce co zaaplikowała. Była bardzo sytuacja zdziwiona i przestraszona. Kiedy wróciłam do szpitala Piotra w izbie przyjęć już nie było, przewieźli go na OIOM. Okazało się, że w międzyczasie jego stan się pogorszył, zemdlał. Pobiegłam na czwarte piętro. Na OIOM-ie zaczęli go ratować, dawali mu kroplówkę i inne rzeczy, ale w końcu jeden z lekarzy do mnie wyszedł i powiedział;

  • Nie dajemy rady. Tracimy go. Co mąż jadł?Kiedy zadał mi to pytanie poczułam coś dziwnego, spojrzałam na swoją dłoń, nawet ją uniosłam. Poczułam na dłoni kulę, której nie widziałam. Zrozumiałam, że właśnie w ręku dosłownie trzymam los mojego męża. Ode mnie będzie teraz zależeć, czy będzie żył, czy też nie.aaaa-Proszę pana, to trucizna w zębie, wyrwijcie mu ząb!!!. -Ale to jest szpital…-Jak to. Nie macie narządzi?! – ryknęłam.

    Spojrzał na mnie dziwnie i wrócił do Piotra. Po dziesięciu minutach znowu się pojawił i powiedział, że trzeba dentystkę przyprowadzić, żeby wyciągnęła to lekarstwo z zęba. Z powrotem biegłam do kliniki, wpadłam do lekarki, która akurat miała jakiegoś pacjenta.

    -Musi pani iść ze mną, mój mąż umiera – krzyknęłam bez pardonu.

    Zastygła w bezruchu, kątem oka zauważyłam, że jej pacjent osunął się na fotelu. Zawołała jakąś inną lekarkę, wzięła torbę podręczną z narzędziami, płaszcz i wybiegłyśmy razem z kliniki. Dopiero biegnąc zauważyłam, że jest w ciąży. Była przerażona i znowu pomyślałam wtedy; dobrze, że to niedaleko. Na OIOMIE lekarz zaprowadził ją do Piotra. Widząc jej oddalające się plecy poczułam, że teraz wszystko będzie dobrze, poczułam spokój. Kiedy wrociła cała się trzęsła. Myślałam, że zacznie zaraz rodzić. Mówiła tylko;

    • To niemożliwe, niemożliwe, to się nigdy nie zdarzyło.

    Była zdziwiona, że trucizna nie zastygła i mogła ją bez problemu wyjąć. Zostawiła telefon do siebie prosząc, by do niej zadzwonić i poinformować, czy to faktycznie trucizna spowodowała atak anafilaktyczny. Do końca nie wierzyła. Jednak z chwilą wyjęcia lekarstwa, stan Piotra znacznie się poprawił i ustabilizował. Weszłam do środka i zobaczyłam go lezącego i podłączonego do aparatury i od razu przypomniałam sobie moją wizję sprzed kilku lat. http://osaczenie.pl/wp/2016/03/22/ 

    W niedzielę jeszcze nie zdawałam sobie sprawy jak poważna była sytuacja. Dopiero na drugi dzień, kiedy rano przyszłam do szpitala dowiedziałam się, że kiedy tak biegałam pomiędzy kliniką a szpitalem w międzyczasie zastanawiano się, czy przyprowadzić do Piotra księdza, gdyż obawiano się najgorszego.

    Lekarz, który ratował Piotra powiedział wyraźnie, gdybyśmy czekali na pogotowie lub zwlekali trochę dłużej Piotra już by nie było.

    Gdybym wyjechała w niedzielę, Piotra już by nie było.

    Nawet gdyby trafił do szpitala, lekarze nie wiedzieliby gdzie mają szukać, nikt nie wpadłby na to, że to wina zęba. Piotra już by nie było.

    Ciekawa rzecz zdarzyła się 3 dnia pobytu w szpitalu. Piotr z OIOM-u został przeniesiony na inną salę. Zrobiono mu wszystkie niezbędne badania. Rano na obchodzie wśród kilku lekarzy była kobieta około 35 lat, która wyjątkowo długo i uważnie wpatrywała się w Piotra i w końcu spytała go na osobności;

    -Czy nie ma pan nocnych wizyt, czy nie budzi się pan w nocy icon_exclaim - Kopia icon_question - Kopia

    To pytanie kompletnie zaskoczyło Piotra, nie spodziewał się takiego pytania i to w szpitalu. Chciał w pierwszej chwili zaprzeczyć, ale po chwili dogadali się szybko i zaczęli rozmawiać otwarcie. Lekarka stwierdziła, że Piotr ma coś dziwnego w sobie i wcześniej miała już podobnego pacjenta (kobietę). Sama później z tą lekarką rozmawiałam i okazała się bardzo osobą wierzącą. Może ci „bardzo wierzący” czują i widzą więcej?

    W każdym razie Piotrowi to się nie zdarza, ale zaczął się zwierzać kobiecie, którą widział może po raz drugi raz w życiu. Chyba ją swoimi opowieściami przestraszył, a może i zaintrygował, bo zrobiła mu rezonans głowy, wyniki okazały się absolutnie normalne. Myślę, że po tym doświadczeniu Piotr na drugi raz nie będzie już taki wylewny.

    Opisuję to kilka dni po fakcie, a ciągle trzęsą mi się ręce. Kiedy to analizuję widzę, że ten wypadek był wcześniej przewidziany, a może i zaplanowany. Moja wizja sprzed kilku lat, kilka snów o wielkiej wodzie, AIDA i ten głos, który mówił, że Piotr wkrótce odejdzie. Ewidentnie to ode mnie zależało, czy Piotr będzie żył, czy też nie. Gacek nieźle się starał, by zrobić mi prezent na moje urodziny, ale mam nadzieję, że zdałam ten egzamin.

    Zastanowiło mnie jeszcze coś. AIDA ostatnim razem powiedziała;

    -Wyczuwam wdowieństwo, uszyli już pani mężowi płaszcz śmierci.

    Może i nie powinna mi o tym mówić, ale umówiłyśmy się, żeby niczego przede na nie taiła. Widziała śmierć i była tego pewna, a jednak udało się odwrócić bieg rzeczy. Z tego wynika, że nic nie jest przesądzone, ale trzeba słuchać swojej intuicji, znaków, które daje ci Góra.



    Uwaga, ponieważ wpisy edytują się w kolejności od najnowszych do najstarszych, by w pełni zrozumieć pisany tekst, proszę cofnąć się do samego początku.


Sny o wielkiej wodzie.

09. 02. 10 r. Szczecin.

Miałam wizję. Szłam mając małe dziecko na ręku. Za mną szedł wysoki mężczyzna całkowicie biały, to znaczy ubrany na biało i z białymi włosami. Nie odzywał się, ale czułam się przy nim absolutnie bezpieczna. Spojrzałam na dziecko, miało może z siedem miesięcy, głowę jasną, bardzo podobny był do Piotra. Powiedziałam do niego;

  • No i co… wracamy do Domu.

Mówiąc to nie miałam na myśli domu z cegły i dachu, ale dom przez duże D.

Dziecko spojrzało na mnie uważnie;

  • Tak, wracamy do Domu – odpowiedział, choć nie mógł, bo przecież był zbyt mały.

Wracamy do Domu… czyli co? To już koniec? Czy to, że mając świadomość wybieramy Niebo, a nie Piekło?

p. s. Ten wysoki mężczyzna to był zapewne mój anielski strażnik.



23. 02. 10 r. Warszawa.     

Kolejne ugryzienie, tym razem na łydce. Dzieje się to nagle, Piotr chwyta się za nogę i mówi, że coś go ukłuło, potem odsłania nogę i widzi znowu dwa ślady. Tym razem rozstaw między śladami jest znacznie mniejszy.

ugryzienie



25. 02. 10 r. Warszawa.

Minęły dwa miesiące od rozstania ze wspólniczką. Wczoraj przyszła do firmy po resztę dokumentów. Usiadła w pokoju Piotra i zupełnie nieoczekiwanie zwierzyła się, że nigdy nie zrezygnowałaby z firmy, ale nie wiedziała co się z nią dzieje.

  • Byłam jak oślepiona. icon_exclaim - Kopia icon_question - Kopia Czuję się przegraną.

Piotr nie chciał tego dalej słuchać, bo co mógł jej powiedzieć? To co się zdarzyło było zaplanowane i jest nieodwracalne.



26. 02. 10 r. Szczecin.   

Miałam kolejny sen z wodą. Znowu wieżowiec, jestem na przedostatnim piętrze, widzę przez szyby nieprawdopodobnie ciemne zachmurzone niebo, było właściwie czarne i raptem niebo zostaje przecięte jakby skalpelem. Wielka ulewa, wodospad wody leje się z tej szczeliny i widzę, jak woda pochłania miasto, przewracają się domy, czuję, że muszę biec na ostatnie piętro. Kiedy tam docieram, widzę jak woda dosięga piętra, na którym byłam przed chwilą i tam się zatrzymała. Wiem, że jestem teraz bezpieczna. Obserwuję wszystko z góry w spokoju.

maxresdefault

Straciłam już rachubę, który to sen z tej serii. Zauważyłam, że powtarzają się coraz częściej. Jestem tym już zmęczona, bo nie wiem o co chodzi…. Najpierw niepokojące słowa AIDY, że gacki będą chciały Piotra zabić, niepojące słowa, które Piotr słyszał w kościele, te katastroficzne sny, które się intensyfikują… Coś się szykuje…   



28. 02. 10 r. Warszawa.

Zadzwonił do mnie Piotr.

Miałem sen, wielka ulewa zalewa miasto, chmury są potwornie ciemne i złowrogie. Jadę autem i szukam cię po ulicach, dojeżdżam do wysokiego wieżowca, wbiegam na przedostatnie piętro i tam cię znajduję. Łapię za rękę i ciągnę na wyższe piętro, ale gwałtownie mnie zatrzymujesz mówiąc, że tu będziemy bezpieczni. 

Masz ci los icon_exclaim - Kopia icon_question - Kopia  Pierwszy raz, a może drugi… zdarzyło nam się tak zgrać z wizjami. To dla mnie zagadka. Na pewno coś się zdarzy i wygląda na to, że to ja nas uratuję. Zażartowałam sobie nawet, że Piotr musi mnie słuchać, by wyjść z tego cało. Obruszył się. 

Pierwsze ukąszenie.

05. 12. 09 r. Warszawa. 

  • Jestem na jakiejś przestrzeni, polanie, widzę ścianę czarnych, paskudnych demonów, naprzeciwko nich stoją dwa wielkie białe anioły i za nimi ściana białych istot. Czarni byli więksi i było ich dużo więcej, a Biali wydawali się lekko przestraszeni. Stali i tylko obserwowali, spadłem z góry między aniołami a czarnymi, wtedy usłyszałem;
  • Nareszcie jesteś.

  • Nie czekając na to co Biali zrobią, rzuciłem się w środek demonów. Zacząłem ich wybijać, nawet nie wiem jak to robiłem. Biali nadal nic nie robili, bo czułem, że to było moje zadanie. Czułem, że Góra wymaga ode mnie, bym nigdy nie przestawał walczyć.

Blog



10. 12. 09 r. Warszawa.

Wczoraj córka miała sen, w którym wyrywa wielkiego wijącego się czarnego robala z ręki. Dzisiaj Piotr miał sen, że jesteśmy w trójkę w kawiarni i obsługują nas osoby ubrane na czarno. Wie, że to demony i daje mi znak, bym na nich uważała. Kelnerzy orientują się, że ich rozszyfrowaliśmy i zostawiają w nas spokoju, ale dobierają się do córki chwytając ją za rękę. Nie zdążyłam nic zrobić. Sen kończy się nagle.

Rozumiem, że gacki mają z nami coraz trudniej, bo i nasza świadomość jest znacznie mocniejsza, trzeba będzie uważać jednak na córkę. Jeśli gacki nie mogą nas dorwać dobiorą się znowu do niej i boję się, że będzie powtórka sprzed kilku lat.  Pocieszające, że w tym śnie sama wyrwała sobie robala, więc może jest na tyle świadoma, że i sama może z nim walczyć. Mimo wszystko musimy mieć ją pod kontrolą. Ostatnio nasza nieuwaga sporo nas kosztowała.



11. 12. 09 r.  Warszawa. 

Zadzwonił do mnie Piotr i opowiedział, co się właśnie przed chwilą wydarzyło.

Podchodzę do lustra, ale zamiast swojego odbicia widzę twarz obcej obrzydliwej istoty. Byłem zaskoczony. Wkurzyło mnie to i zbliżyłem swoją twarz do lustra jeszcze bardziej.

  • To nie jestem ja – kiedy to powiedziałem ta postać się rozmyła i wszystko było już normalnie.

Wróciłem do łóżka i leżąc zastanawiałem się jak oni to robią. Wychodzą ze ściany, wiszą pod sufitem, wychodzą z lustra, nigdy nie wiadomo czego mogę się spodziewać. Jak to technicznie jest możliwe? Jakby dla nich materia nie istniała. Po chwili poczułem, że nie mogę poruszać ani nogami i rękoma. Dopiero wtedy się przestraszyłem, bo pomyślałem, że ze mną już koniec. Nad głową zobaczyłem małe światełko, które po chwili dotknęło mojego czoła.

  • Wybrałem ciebie do wielkich rzeczy.
  • Twoje życie tutaj niedługo dobiegnie końca usłyszałem stanowczy, ale spokojny głos.
  • Przecież cię zdradziłem!i wtedy światło znowu dotknęło mojego czoła. Pomału zacząłem czuć swoje ręce i nogi.

Piotr opowiadał mi o tym kompletnie bez emocji. Nic go w tym wszystkim nie zdziwiło, a mnie uderzyły słowa; Twoje życie tutaj niedługo dobiegnie końca. Zaczynam się naprawdę bać. Te sny z wodą i teraz to. Coś się wydarzy. Czy można temu zapobiec? Jeśli Góra ma takie plany, to co ja mogę zrobić? A jeśli to nie Góra przemówiła do Piotra?



20. 12. 09 r.  Warszawa.

No i stało się. Magda podpisała wszystkie dokumenty, tym samym ostatecznie rezygnując z udziałów w firmie. W kancelarii prawnik wyraził swoją opinię, że pierwszy raz się zdarza, by ktoś rezygnował z udziałów w spółce, która przez wiele lat przynosiła zyski. Piotr myślał, że ukatrupi go wzrokiem, ale Magda jakby nadal oślepiona nawet na te słowa nie zwróciła uwagi. Prawnik załatwiał sprawnie wszystkie formalności. To co powinno trwać co najmniej pół roku trwało 3 tygodnie.

Piotr czuje się jak nowo narodzony. Mam nadzieję, że to początek końca.



21. 01. 10 r. Warszawa.

Piotr leżał na sofie i oglądał TV, kiedy coś wkuło mu się w stopę. Ściągnął skarpetę i wtedy zobaczyliśmy dwa ślady. Zrobiłam zdjęcie swoją Nokią Sirocco. Ukłucia są bardzo wyraźne i nie mam pojęcia skąd się mogły wziąć. Na razie odsuwam myśl, że to sprawka gacka. Ukąszenie pająka? Musiałby być bardzo duży, ogromny.

ukaszenie


Uwaga, ponieważ wpisy edytują się w kolejności od najnowszych do najstarszych, by w pełni zrozumieć pisany tekst, proszę cofnąć się do samego początku.

Jestem, który Jestem.

24. 10. 09 r. Warszawa.

  • Siedzę przy stoliku razem z Magdą. Uśmiecha się od mnie przymilnie. Wstaję i wychodzę z budynku, bo nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Kieruję się na schody. W pewnej chwili słyszę, że na parterze ktoś biegnie szybkim tempem, istota podobna do czarnego psa omija mnie i wbiega na wyższe piętro, gwałtownie po chwili zatrzymuje się i wraca. Staje przede mną pełna nienawiści i atakujeW tym samym momencie budzę się i słyszę wyraźnie słowa;
  • Błyszczy i promieniuje „Jestem, który Jestem”.

Sprawdzam w internecie. Okazuje się, że jest to część modlitwy ochronnej.

MODLITWA OCHRONNA

Przede mną Rafał,
za mną Gabriel,
po mojej prawej Michał,
po mojej lewej Uriel.
Otacza i ochrania mnie
boskie światło,
teraz i na wieki.
Przede mną Rafał,
za mną Gabriel,
po mojej prawej Michał,
po mojej lewej Uriel (Auriel),
nade mną Jofiel,
pode mną Zafkiel,
pośrodku Chamuel.
Chroniony i ukryty w boskim bycie.
Pośrodku sześcioramiennej gwiazdy,
w ochronnej kuli,
błyszczy i promieniuje „JESTEM, który JESTEM”.

Wiem, że to ważny przekaz. Piotr jest otoczony opieką i takiej opieki ma szukać poprzez modlitwę… ale czy akurat przez tę modlitwę? O niektórych wymienionych archaniołach nawet nie słyszałam. Chamuel? Zafkiel? Jofiel? Wedlug Wiki to https://pl.wikipedia.org/wiki/Archanio%C5%82    to, że nie słyszałam nie znaczy, że Ich nie ma.



28. 10. 09 r. Warszawa.

Nie wiem, czy ma to jakiś związek z odejściem Magdy, ale ostatnio Piotr otrzymuje sporo „informacji” z Góry. M.in;

  • Musisz wrócić do Nas w pełnej świadomości.

Być może Piotr musi mieć pełną świadomość czym jest dobro, a czym jest zło. Być może Piotr musi dokonać świadomie wyboru między dobrem a złem. Nie wiem, czy prawidłowo to interpretuję.



30. 10. 09 r.  Warszawa. 

Piotr za wszelką cenę chce rozstać z się z Magdą. Wiąże się to jednak z problemami formalnymi. Ponieważ to spółka z o. o. rozwiązanie firmy wymaga czasu i zgodnie z prawem trzeba spłacić jej udziały, a w tej chwili kondycja firmy jest dość kiepska, dodatkowo nie wiadomo czy jeden z kontrahentów ureguluje płatność na milion złotych. Cała ta sytuacja źle wpływa na Piotra i widzę jak się miota sfrustrowany. Wie, że musi to zrobić, a z drugiej strony boi się, że zbankrutuje. Pozbycie się gacka czy finansowa wygoda? Coś za coś. Patrząc na to z boku odnoszę wrażenie, że Piotra ktoś wystawia właśnie na próbę. 

Piotr niemal codziennie dostaje przekazy mówiące o tym, że idzie dobrą drogą, ale wczoraj wybuchnął zirytowany;

  • Chcecie tego, ale zostawiliście mnie samego! – Nie usłyszał odpowiedzi.

Dzisiaj Piotr odebrał telefon. Jakaś kobieta chciała złożyć zamówienie. Od słowa do słowa okazało się, że pracuje w kancelarii prawnej, która załatwia sprawy spółek z o. o. w ciągu kilku dni. No cóż…. jakby spadła z nieba…. dosłownie. Tak właśnie dała znak Góra. Nie odpowiada, kiedy my tego chcemy, ale działa, kiedy tego nie widzimy.



12. 11. 09 r.  Szczecin.

Miałam wizję, która co jakiś czas mi się ostatnio powtarza, jednak tym razem zakończenie było zupełnie inne.

Stoję na dachu wysokiego wieżowca i dookoła widzę wodę zalewającą miasto. Dotychczas woda zatrzymywała się na jakimś poziomie i wiedziałam, że jestem na tym dachu mimo wszystko bezpieczna. Jednak tym razem widzę, jak poziom wody cięgle się podnosi, zamienia się w tsunami. Obserwując to wiem, że nie mam już szans na ucieczkę i że niestety tym razem nie uda mi się przeżyć. Jestem tym faktem zaskoczona i myślę jedynie, by stało się to szybko i bezboleśnie. Ogarnia mnie też totalny spokój i uczucie pogodzenia się z nieuchronnym.

woda

Budząc się czuję, że nadchodzą sprawy, które nadejść muszą i nie mam na to żadnego wpływu.



15. 11. 09 r. Warszawa.

Piotr chodzi od niedawna do nowego kościoła. Ksiądz prowadzący poranne msze bardzo intensywnie mu się przygląda. Dzisiaj podszedł do niego i osobiście podzielił się z nim opłatkiem.

Od kilku miesięcy Piotr w różnych miejscach znajduje kolejne obrazki Chrystusa, cały pokój jest oblepiony tymi obrazkami, czasami czuję się w nim jak w kaplicy. Nie wiem jak poczuł się ksiądz, który przyszedł kiedyś tu po kolędzie, ale go zamurowało. W każdym razie bardzo spieszno było mu do wyjścia.

Pokój ma dziwną atmosferę, właściwie całe mieszkanie ma dziwną atmosferę. Kiedyś Krysia zaproponowała pewnej znajomej, by pod nieobecność Piotra mogła się przespać, ale ta powiedziała znamiennie, że wołałaby spać pod mostem niż w tym mieszkaniu. My już jesteśmy przyzwyczajeni, ale zastanawia mnie czasami to, że ludzie wyczuwają podświadomie inność tego miejsca.

Piotr przyznał mi się ostatnio do czegoś….

  • Tak bardzo za nim tęsknie, czuję Go koło siebie – powiedział Piotr. – Kiedy jestem sam, czasami wydaje mi się, że jest tuż obok mnie… wtedy dotykam Jego stóp.
  • Wczoraj usłyszałem głos spod sufitu;
  • Znaczysz dla mnie wiele, tutaj na Ziemi.
  • Już cię namaściłem, jesteś mi bratem, niedługo będziemy razem.

Nie znam odpowiedzi na takie słowa, ale zrozumiałam, jakiej wielkiej wewnętrznej przemiany dokonał Piotr.

p. s. Co miał na myśli ten Ktoś mówiąc; niedługo będziemy razem?