Po egzorcyzmach na pewien czas ustały nocne pobudki i panował względny spokój. Mieliśmy nadzieję, że wszystko wróciło do normy. Ale mniej więcej 3 miesiące później obudził mnie o 5 rano telefon. Widząc w wyświetlaczu, że to Piotr przestraszyłam się, że coś się stało. Nigdy mu się wcześniej nie zdarzało, by dzwonić tak rano. Pierwsze co usłyszałam w słuchawce to płacz. !? Przeszedł mnie dreszcz, bo nigdy nie widziałam go w takim stanie. Po chwili uspokoił się i zaczął mówić.
Miałem sen, właściwie nie sen, to wizja, była tak realistyczna, że kiedy się zbudziłem, byłem zdziwiony, że leżę w łóżku. Jest duże pomieszczenie wyglądające jak muzeum, ma poziome gabloty, za jedną z gablot stoi facet ubrany jak mój tato i wyglądał jak mój tato, ale jego twarz była cała z wypryskami, pomarszczona, z wybroczynami na gębie, miał kręcone ciemne włosy średniej długości.
Powiedział stojąc za gablotą;
- Chodź ze mną – i w jednym ułamku sekundy stanął przy mnie.
- Odczep się, czego ty chcesz ode mnie – powiedziałem.
- Jak to nie wiesz?
- Nie wiem.
- Przecież jesteś moim synem, zawsze byłem w tobie – odparł.
- To nieprawda – zacząłem krzyczeć, ale ten nie słuchał. Zignorował to. Klęknął przede mną i wyciągnął do mnie dłoń.
- Podaj mi dłoń, będziemy razem rządzić.
- Nie, to niemożliwe, nigdy! – krzyknąłem.
Zwiałem od niego. Czułem w nim ogromne zło. Chciałem jak najdalej od niego uciec i zbiegłem piętro niżej. Wszedłem do jakiegoś mieszkania, gdzie było kilka kolejnych pomieszczeń. Usłyszałem wtedy głos jakby spoza tego budynku, kogoś, kto obserwował całą sytuację z góry.
- Nie możesz wiecznie uciekać, musisz walczyć.
To mnie zatrzymało i wtedy się odwróciłem. Cofnąłem się do drzwi, otworzyłem je i naprzeciwko zobaczyłem kobietę, która unosiła się z 15 cm nad ziemią.
Delikatnie zaczęła się przesuwać w moim kierunku. Obniżyłem wtedy głowę i zacząłem walić w nią na oślep , ale to nic nie dawało. Nagle rozpostarłem szeroko ręce i wyszła ze mnie energia w kształcie półksiężyca. Odrzuciło kobietę na ścianę i rozpadła się na wiele części. Wychodząc z tego pokoju po mojej lewej stronie na korytarzu stał znowu on, facet z bruzdami na twarzy, ale z nosa i zewsząd leciała mu krew. Przeszedłem koło niego i zszedłem znowu piętro niżej do wyjścia z budynku. Mogłem wyjść.
Słuchałam go z bijącym sercem. Czułam, wiedziałam, że to było cholernie ważne. To wtedy postanowiłam, że zacznę spisywać wszystko, co się będzie działo, by pamiętać i by zrozumieć.
Ta wizja, to spotkanie na jawie to najbardziej traumatyczne doświadczenie, jakie do tej pory przeżył. Myślę, że to wydarzenie do głębi wstrząsnęło Piotrem. Chyba wtedy dopiero uwierzył, że egzorcysta mówił prawdę. W tym spotkaniu z demonem dokonał wyboru, postanowił z nim walczyć, a nie współpracować. Władza jaką dysponował fascynowała go, ale zrozumiał, że to droga ku przepaści. Odrzucił ją i powiedział „nie”. Dopiero od tego momentu zaczął się modlić, ale prawdziwie szczerze. Wewnętrznie czuł tego wielką potrzebę.
I tak zaczęła się nasza wojna.
Jednak im więcej było modlitwy, tym częstsze były ataki. Przychodziło to falami, 2 miesiące spokoju, 2 miesiące horroru. W okresie ataków niemalże codziennie Piotr przeżywał nocne wizyty. W warszawskim mieszkaniu stara podłoga uginała się i skrzypiała pod wpływem ciężaru, choć nikogo nie było widać. Pewnej nocy Piotr obudziwszy się zauważył, że sufit jest wyjątkowo blisko. Spojrzał wtedy w bok i zauważył, że wisi nad łóżkiem z 1.5 metra. Na szczęście nie wpadł w panikę, tylko się obniżył powoli samoczynnie. Co najmniej dziwne doświadczenie.
Ingerencja Złego była tak silna, że był u kresu sił. Przyznał się też, że znowu chciał popełnić samobójstwo.Słyszał w głowie;
-
Rzuć się, rzuć, życie jest bez sensu, po co ci to?
Manifestacje fizyczne demona nie są tak wyniszczające jak jego oddziaływanie na psychikę. To tak jakby ktoś dłońmi objął głowę i powoli ściskał ją imadłem. Piotr bał się zasypiać, jeśli już to zapalał lampkę nocną myśląc, że da mu to jakąś iluzję bezpieczeństwa. Paliła się nocami przez lata. Jednak prawdziwy spokój odnalazł w modlitwie, czasami modlił się kilka minut, czasami godzinę. Choć niekiedy zaraz po modlitwie podłoga znowu uginała się i było słychać ciężkie kroki Piotr stawał się w sobie silniejszy. W pewnym momencie zrozumiał, że nie ma innej drogi jak walka…. albo on przetrwa, albo oni…. kimkolwiek są.
Uwaga, ponieważ wpisy edytują się w kolejności od najnowszych do najstarszych, by w pełni zrozumieć pisany tekst, proszę cofnąć się do samego początku.