Zaskakujący październik.

25. 09. 08 r.  Warszawa. 

Na mszy Piotr dostał informację (przekaz), że ma czas do października !? Co może się zdarzyć? Zamiast strachu ogarnęło mnie dziwne uczucie i dziwny spokój.



20. 10. 08 r.  Warszawa.

A jednak październik. Stało się. Umarła właścicielka mieszkania,  u której Piotr wynajmował  pokój. Zahaczyła nogą o jakiś pręt, a ponieważ tego nie czuła, bo miała nogi sparaliżowane nie zauważyła, że zaczęła krwawić. Kiedy się zorientowała ostatkiem sił zadzwoniła na pogotowie, ale nie miała już sił, by otworzyć im drzwi. Pogotowie zadzwoniło po policję i ta wyważyła drzwi. Zawieźli ją do szpitala, tam wdało się zakażenie i nie było już szans na jej odratowanie. Jednym słowem tak miało się stać. Wszystko rozegrało się bardzo szybko, zupełnie niespodziewanie. Ciekawe…. kilka tygodni temu mówiła, że niedługo umrze. Przeczucie? 

Piotr jest przygnębiony, bo nie spodziewał się akurat takiego wydarzenia. Mieszkał z nią 13 lat i przez te wszystkie lata stała się kimś z rodziny. Mimo, że była na wózku inwalidzkim opiekowała się Piotrem, sprzątała, gotowała, pilnowała jego spraw i na pewno wiedziała co się dzieje w nocami. Kiedyś powiedziała;

  • Piotr, kiedy ty się stąd wyniesiesz, powieszę na ścianie budynku tablicę pamiątkową.


10. 11. 08 r.  Warszawa.

Po śmierci Krysi Piotr w mieszkaniu został sam. Ponieważ lokal należał do gminy obawiał się, że będzie musiał go szybko opuścić. Okazało się jednak, że brat zmarłej jest uprawniony do dysponowania tym mieszkaniem i było mu na rękę, by Piotr w nim został i nadal płacił za rachunki. Sytuacja pasowała każdej ze stron, chociaż naprawdę nie wiem, czy nie lepiej byłoby wyprowadzić się stamtąd i porzucić na dobre te „okno do innego wszechświata”. Samo mieszkanie zaczyna wyglądać niemal jak kościół.  Pełno w nim świętych obrazków, nawet ksiądz przychodzący po kolędzie musiał się nieźle zdziwić. Co ciekawe te obrazki znajdujemy w różnych miejscach, leżą na ziemi, na samochodzie itd. Nie mamy serca tego wyrzucić do kosza i zbieramy je od kilku lat.

2222



05. 12. 08 r.  Warszawa.

Piotr opisał mi wizję, którą miał w 3 częściach w odstępie kilku tygodni.

Trzy miesiące temu miałem sen. W czarnym kosmosie płyną kamienie, na jednym z nich jestem ja, moja wspólniczka i gacek. Oni oboje stoją przede mną, a ja bronię się przed nimi rozkładając ręce i rzucając w nich kule energii. Odpycham ich tą energią i to mi pomogło się od nich uwolnić. Celowo przesuwam się do tyłu tego kamienia i spadam w przepaść.

Spadając wiem, że właśnie straciłem grunt pod nogami i mogę zginąć, ale w pewnym momencie ktoś podaje mi kolejny wielki kamień, który płynie w powietrzu. Chwytam go rękoma i mogę w ten sposób wisieć bezpiecznie w powietrzu. Te kamienie przesuwają się nadal.

Powiedziałem wspólniczce kilka dni później w firmie;

  • Wiesz, że już nie jesteśmy na jednym kamieniu ?

  • Co… podali ci rękę… co ?

Znowu to samo, skąd ona mogła to wiedzieć ?

Miesiąc później ten sen miał dalszy ciąg. Wisiałem dalej w powietrzu, ale podpłynął pod moje nogi kolejny kamień, na którym znajdowała się ławeczka. Stanąłem na kamieniu pewnie, ale nie chciałem usiąść na ławeczce. Płynęliśmy przez jakiś czas aż dobiliśmy do kolejnego kamienia, który okazał się stałym lądem.

Wczoraj miałem trzecią część tego snu. Jestem na stałym lądzie, wchodzę do białej, świetlistej sali, przechodzę przez nią spokojnie i na końcu znajduję wąski pas mgły, tracę widoczność. W tej mgle poruszałem się po omacku. Spojrzałem w dół i zobaczyłem podłogę ze szkła, przez którą mogłem zobaczyć pod nogami cały wszechświat. Z tej mgły wyłania się powoli gigantyczna głowa z alabastru, głowa w hełmie, ta głowa była oparta o coś, miała zamknięte oczy, jakby spała. Zrozumiałem, że to moja dusza, że to ja. Dopóki żyję tutaj na ziemi, „on” tam będzie spał.

11111



Uwaga, ponieważ wpisy edytują się w kolejności od najnowszych do najstarszych, by w pełni zrozumieć pisany tekst, proszę cofnąć się do samego początku.