Przeprowadzka.

20. 11. 10 r. Szczecin.   

Przedwczoraj wracaliśmy autem z Warszawy do Szczecina w wesołej atmosferze, byliśmy szczęśliwi. Wchodząc do domu już wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Nie było nikogo, kto mógłby nas witać, co się nigdy nie zdarzało. Po chwili z góry zbiega teściowa i zaczyna krzyczeć do nas z pretensjami. Chyba zebrały jej się wszystkie pretensje świata, bo staliśmy jak wryci nie wiedząc o co jej chodzi. Piotr stał kompletnie zaskoczony, bo zastał całkowicie niesłusznie zaatakowany. Dostało się i mnie. Do tego dołączył niedługo teść. Musieli w pewnym momencie powiedzieć o jedno słowo za dużo, bo Piotrowi zrobiło się tak przykro, że szepnął mi do ucha;

  • Wyprowadzamy się natychmiast.

Nie wierzyłam co się dzieje. Nigdy nie widziałam u nich tyle niechęci i złości do nas. Mam wrażenie, że do końca nie wiedzieli co robią, jakby coś w nich wstąpiło. Parę minut później już siedziałam w internecie i szukałam mieszkania. Wytypowałam 3 lokale do obejrzenia, czwarte po dłuższym zastanowieniu odrzuciłam. Zadzwoniłam do biura nieruchomości i poprosiłam o umówienie się na oglądanie wszystkich trzech w ciągu jednego dnia. Zrobiliśmy to w sobotę nie mówiąc o tym teściom. Ciekawe, trzecim mieszkaniem, które oglądaliśmy było właśnie to, które odrzuciłam. Kobieta z biura nieruchomości pomyliła się i dała je na listę do oglądania … i właśnie to mieszkanie spodobało nam się najbardziej. Decyzja krótka, podpisujemy umowę.



02. 12. 10 r. Szczecin.

Piotr musiał wyjechać i zostawił mnie samą z problemem przeprowadzki. Ponieważ nie mieliśmy dużo, ładowałam ciuchy do worków do śmieci i po cichu wynosiłam do auta. W końcu udało mi się przeprowadzić, ale pozostał jeden mały szczegół, teściowe ciągle nic nie wiedzieli. Zebrałam się na odwagę i musiałam im powiedzieć, że od dzisiaj śpię gdzie indziej. Byli w szoku, nigdy by się tego po nas nie spodziewali. Tak się spieszyliśmy z przeprowadzką, że nie zauważyliśmy, że w mieszkaniu są tylko dwa wąskie łóżka. Nasze dzieci nie mają gdzie spać !!! Idiotyczna sytuacja… dzieciaki (nastolatki) zdecydowały się zostać u dziadków stwierdzając, że im tam po prostu wygodniej, każdy ma swój pokój.

Jestem już w nowym miejscu i rozglądam się dookoła nie mogąc uwierzyć gdzie jestem, a jest tu wspaniale. Cofam się wstecz i przypominam sobie mój sen z pudłem zwiastującym przeprowadzkę. Dwa krokodyle, które mnie prześladowały… Przecież to przez moich teściów musiałam się wyprowadzić. Uciekając trafiłam do kościoła, a kościół to jak azyl, miejsce bezpieczne. Kiedy rozglądam się po nowym mieszkaniu czuję się jak w azylu… bezpiecznie.

To się zdarzyło tak nagle, tak szybko. Mam wrażenie, że musieliśmy opuścić miejsce, w którym wszystko się zaczęło. Nastał czas na „sprzątanie”. Umarła Krysia, odeszła Magda, przeprowadzamy się z warszawskiego mieszkania, przeprowadziliśmy się od teściów. Tak jakby czyszczono wszystko, co łączy nas z gackiem.

Kiedy o tym myślałam doszło do mnie, że na nic, co do tej pory się zdarzyło nie mieliśmy żadnego wpływu. To nie my mamy kontrolę nad tą grą i to jest niesamowite. Zastanawiam się coraz częściej, czy my mamy w ogóle coś do powiedzenia?

ggdfggfgffgd



03. 12. 10 r. Szczecin.

Piotra ciągle nie ma i to była moja pierwsza samotna noc w nowym mieszkaniu.

Miałam sen, ktoś naciska na klamkę w moim pokoju i próbuje otworzyć drzwi. Ktoś chciał wejść.handle

Tylko tyle i aż tyle, bo budzę się natychmiast. To wyglądało jak w horrorze i poczułam się niepewnie, choć jeszcze niedawno wydawało mi się, że znalazłam tutaj azyl.



10. 12. 10 r. Warszawa.

Nad ranem miałem wizję, to nie był sen, bo nie spałem. Zobaczyłem jakby film, który pokazano mi przed twarzą. Widziałem piękną złotą jabłoń, pełną owoców. Jest jak z bajki, niewyobrażalnie cudowna. Kilka jabłek upadło na ziemię. Podszedłem do niej i zacząłem je zbierać.

Czy to czasami nie jabłoń było drzewem dobra i zła?                                                           Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło.

Niewykluczone, że ta wizja może oznaczać tylko tyle, że Piotr zacznie zbierać owoce swoich dotychczasowych działań.



17. 12. 10 r. Szczecin.

Piotr po raz pierwszy przyjechał do nowego mieszkania. Wieczorem kiedy oglądaliśmy TV w pewnej chwili widzę, że gapi się w sufit z rozdziawioną miną.

  • Widzę trzy duże kule, świecą, mają różne kolory…. Boże, jakie one są wielkie!

Patrzę się tam, gdzie on się patrzy … i nic nie widzę, a Piotr ciągle jak zahipnotyzowany. Trwało to z 10 minut. Cholera, ledwo przyjechał i na dzień dobry coś widzi !!! Zaczynam podejrzewać, że znaleźliśmy się w tym mieszkaniu nieprzypadkowo, najpierw moje sny o przeprowadzce, pomyłka pośredniczki nieruchomości, potem mój sen o klamce i teraz to. Ciekawe co będzie next… ?



20. 12. 10 r. Warszawa.

Znowu nad ranem miałem wizję. Zobaczyłem 2 krzesła, na jednym siedzi Najważniejszy i obok niego Syn. Leżałem przed nimi na ziemi, miałem rozpostarte ręce, ale nie mogłem powstrzymać moich nóg, które samoistnie chciały zaatakować tych Dwoje. Moje nogi wyrywały się, by Im dokopać.

W pewnej chwili powstrzymała mnie jakaś moc, poczułem, jak ktoś mnie głaszcze po głowie. Uspokoiłem się. Nagle wydostała się ze mnie czarna masa, która przybrała postać dobermana. Wszyscy wiedzieliśmy, że to gacek. Pies rozglądał się w panice dookoła i czuł się niepewnie. Chciał uciec, ale pojawiły się ściany zbudowane z energii, które mu przeszkodziły. Wtopiłem się w jedną ze ścian, stałem się jedną z nich, doberman spojrzał na mnie i przestraszony rozpłynął się w pyle.

111

Piotr albo walczy sam ze sobą, albo ze złem, które ciągle w nim tkwi. Właściwie to wychodzi na jedno. Ma jednak wielką ochronę i pomoc od samego Boga i Chrystusa. Czy w takiej sytuacji może przegrać?

I tak się zakończył pamiętny rok 2010.

Zwiastuny nadchodzących zmian.

26. 03. 10 r.  Warszawa.

Piotr wrócił do domu ze szpitala bardzo osłabiony. W piątek poszedł na krótko do firmy. Około 13.00 wpadła do biura jego była wspólniczka. Przyszła bez powodu, nie przywitała się nawet z nikim, tylko zajrzała do pokoju, gdzie siedział Piotr. Wsunęła głowę i się cofnęła, kompletnie bez słów.

  • Dziwne – powiedział Piotr.
  • Ona przyszła, bo chciała zobaczyć, czy żyjesz!!! – powiedziałam nieoczekiwanie zaskoczona swoim słowami.

Chciałam to obrócić w żart, ale Piotr potraktował moje słowa bardzo poważnie.



18. 05. 10 r.  Warszawa.       

Piotr jest cały czas zdołowany, bo biznes nie idzie najlepiej, same straty. Czego się nie dotknie to nie wychodzi, psują się auta jeden po drugim, pracownicy mieli drobne wypadki. Zaczynają szeptać, że to zła energia krąży jeszcze po Magdzie. Może tak, może nie, ale trzeba to przetrzymać.

Ostatnio, kiedy Piotr wrócił popołudniu do mieszkania na środku pokoju leżało 6 zdechłych wielkich karaluchów ułożonych w kręgu, jakby je ktoś starannie pookładał. Nie jest to normalne! Mam już dosyć i dlatego zdecydowałam się szukać nowego mieszkania w Warszawie. Siadłam przy komputerze i w internecie wertowałam aktualne oferty. Szybko znalazłam mieszkanie znajdujące się zaledwie 200 m dalej, świetne miejsce. Kazałam zadzwonić Piotrowi do biura nieruchomości i załatwić sprawy. Najpierw moje działania traktował z przymrużeniem oka, a potem się wkurzył.

  • Nie będę uciekać przed tym gnojem – powiedział mając na uwadze gacka.
  • Byłam jednak bardzo uparta, zadzwonił wieczorem i umówił się, by obejrzeć nowe mieszkanie.


15. 06. 10 r.  Warszawa. 

Gacek nawiedza Piotra znowu niemal codziennie. Syn pojechał do niego na tydzień do Warszawy i jest świadkiem tych ataków. Odczuwa to samo zagrożenie i słyszy, jak jego tata po nocach krzyczy;

  • W imię Chrystusa odejdź.

Zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje, ale ma do tego szczególny stosunek, nie wtrąca się i nie komentuje. Kiedyś próbowałam z nim rozmawiać, bo zaczął w pewnym momencie sypiać przy zapalonym świetle, a dla nas to znak, że co się dzieje. Przyznał wtedy, że kilkakrotnie budząc się widział nas sobą ciemną postać, jednak nie chciał o tym już więcej mówić.

Ciągle roztrząsam sprawę wypadku z zębem. Może rzeczywiście to gacek chciał go zabić, tak jak przepowiedziała to Aida, a „Góra” dała mi wszystkie „narzędzia” do tego, by na to nie pozwolić?



20. 07. 10 r. Warszawa.   

Wizja.

Widziałem Go, siedział na czymś jak wielki tron, widziałem Jego stopy i długą białą, prawie szarą szatę, nie miałem jednak odwagi spojrzeć na Jego twarz, nie byłoby to nawet możliwe. Przed nim klęczeli na jedno kolano 2 wielcy aniołowie wojownicy, trzymali w jednej ręce coś długiego jak pika, a z tyłu mieli miecz. Obydwaj stali w małej niecce, zagłębieniu przypominającym odwróconą tarczę. Jedna z tych niecek była pusta. To była ostatnia pusta niecka po prawej stronie.111



18. 10. 10 r.  Warszawa.

Nastały trudne czasy w naszym biznesie, brakuje pieniędzy na zrealizowanie zamówień, a banki odmawiają kredytu. Pożyczyłam Piotrowi moje firmowe pieniądze, ale nie liczę, że zwróci. Jeśli jego firma upadnie, pociągnie za sobą i mnie. Oddałam mu prawie wszystkie oszczędności zbierane prze 15 lat. Po raz pierwszy dochodzi do tego, że musimy sprzedać samochody. Trudno, jeśli tak trzeba… przetrwamy i to.

Dzisiaj Piotr miał ciekawy sen;

Kiedy wszedłem do firmy zobaczyłem, że w moim pokoju za biurkiem siedział starszy mężczyzna z białą brodą, był cały biały i wyglądał jak anioł. Wykonywał te same czynności, które ja robię codziennie w pracy, tak jakby kierował moją firmą. Poza tym cały czas się uśmiechał ciepło. Wkurzyło mnie to, że zajął moje miejsce. Co on tu robi! – Pomyślałem.

Chwyciłem szklankę i wylałem na tego „śmieszka” wodę, zrobiłem to odruchowo. Ten w odwecie wziął jakieś naczynie i wylał na mnie mleko. 

Mleko to dobry znak, to noworodkowi daje się mleko, by przeżyło, a czyż człowiek nie jest dzieckiem Boga?

Piotr ma wrażenie po tym śnie, że już nie panuje nad tym co się dzieje, całą sytuacją kieruje już Góra. Wynika z tego, że nie ma sensu się martwic tyko ufać, że będzie lepiej. Hmm… ale zaufać to nie jest takie proste…. nawet Im.   



02. 11. 10 r.  Szczecin.

Mam krótki sen.

Trzymam w dłoniach pudło, a w nim różne rzeczy z mojego biura. Krążę po biurowcu trzymając ciągle to pudło i szukam nowego miejsca dla swojej firmy. Jakaś kobieta pokazuje mi stare biurko, przy którym mogę zacząć pracować. Jestem cała szczęśliwa, że w ogóle znalazłam nowe miejsce dla swojej firmy.

Dla mnie firma jest bardzo ważna i tam czuję się najlepiej, jak w domu. Myślałam o tym długo…

  • Chyba będziemy się przeprowadzać – powiedziałam do Piotra, choć absolutnie sama w to nie wierzę. Mieszkam u teściów od dawna i myślałam, że tak będzie już wiecznie. Zobaczymy.


04. 11. 10 r.   Szczecin.

Miałam dziwny sen. Goniły mnie przez miasto dwa olbrzymie paskudne krokodyle. Wiem, że to był samiec i samica. Ja uciekałam przez ulice, a one podążały za mną. W końcu samica zatrzymała się i sobie odpuściła. Samiec szedł za mną uparcie. Dobiegłam do kościoła i zamknęłam bramę. Krokodyl doszedł do kościoła i się zatrzymał przed wejściem.

p. s nie mam pojęcia co to znaczy.

Płaszcz śmierci.

24. 03. 10 r.  Warszawa.

Muszę to opisać od początku, ponieważ wszystko ma znaczenie. Odkąd zmarła Krysia przyjeżdżam do Warszawy co drugi weekend. Przyjeżdżam w piątek i wyjeżdżam w niedzielę, bo w poniedziałek praca.

W sobotę siedząc przy komputerze ogarnęło mnie dziwne uczucie. Siedziałam tak z pół godziny bez ruchu i tylko myśli kłębiły mi się w głowie czy wracać jutro, czy nie wracać, wracać, nie wracać, jechać… nie jechać. W pewnej chwili podjęłam decyzję; nie jadę. Piotr się zdziwił, ale i ucieszył.

Następnego dnia w niedzielę rano Piotra zaczął boleć ząb. Myśleliśmy, że to przejściowe, więc poszliśmy po zakupy, ale ząb bolał coraz bardziej. Wracamy do domu i decydujemy się na znalezienie dentysty, który byłby czynny w niedzielę. Przez internet znajdujemy klinikę na ul. Ludnej, która na szczęście mieści się niedaleko naszego mieszkania. Jest umówiony na 16.00. Wtedy pomyślałam;

  • Dobrze, że nie jadę, bo pociąg miałabym o 17.00. Musiałby iść sam.

Kiedy zbliża się 16.00 jedziemy autem do dentysty. Piotr wchodzi do środka kliniki,a ja zastaję w samochodzie. Siedząc tak w ciszy obserwowałam pustą ulicę. Zauważyłam po przeciwnej stronie drogi w odległości 100 m od kliniki duży szpital. Przez moją głowę przebiegła wtedy myśl; „Dobrze, że ten szpital jest tak blisko”. Po chwili się zreflektowałam, że mam durne myśli, bo co ma wspólnego szpital do dentysty.

IMG_1225

Kiedy Piotr wyszedł z kliniki stwierdził tylko, że lekarka nic nie znalazła w zębie, wg niej był zdrowy ?, ale ponieważ on nalegał to zaaplikowała mu truciznę. Wróciliśmy do domu zadowoleni, że mamy to z głowy.

Godzinę później Piotr zaczyna się drapać. W pewnej chwili rozebrał się do naga, bo wszystko go swędziało, drapał się po całym ciele. Szybko zrobiłam mu podwójne rozpuszczone wapno, ale to nic nie dało. Bardzo szybko pojawiły się bąbelki podobne do oparzenia od pokrzywy, obległy całe jego ciało. Rozśmieszyło mnie to nawet, bo Piotr wyglądał jak różowy prosiaczek. Tak śmiejąc się coś mnie tknęło. Gwałtownie spoważniałam.

Kazałam się mu ubrać i isc do szpitala. Musiałam być bardzo zdecydowana, ponieważ Piotr w ogóle się nie sprzeciwiał. Przypomniałam sobie, że „szpital był niedaleko”, naprzeciwko dentysty!. Mogliśmy jechać taxi , ale Piotr upierał się, by jechać swoim samochodem. Traciliśmy cenne minuty, bo musieliśmy iść do garażu. Już w samochodzie Piotr tracił siły, jadąc widzę jak kładzie głowę na kierownicy, zaczyna się dusić. Dobił mnie tym, że zaczął mi dyktować numery kont bankowych!!!! Wtedy zrozumiałam, że musi być z nam naprawdę źle.

Piotr zaparkował samochód na środku chodnika, byle gdzie. Biegnąc do szpitala ciągnęłam go za rękę. Na korytarzach nie było nikogo. Dobiegliśmy do recepcji i mówię krótko, że mąż ma atak alergiczny na coś i źle się czuje. Recepcjonistka około `60 reagowała jak w zwolnionym tempie. Dopiero kiedy Piotr zaczął bełkotać zaprowadziła go do lekarki w izbie przyjęć. Lekarka zareagowała powoli, nie spiesząc się. Zaaplikowała mu zastrzyk i kazała zdjąć koszulę. Kiedy jednak zobaczyła rany na plecach wybiegła do mnie przerażona i spytała co jadł wcześniej.

Krewetki, ale po chwili znowu coś mnie tknęło i powiedziałam,

  • Ale to nie krewetki. Mąż był u dentysty i tam dostał truciznę, to na pewno trucizna.

Kazała mi zadzwonić do dentysty i spytać się co zaaplikowała Piotrowi do zęba. Nie miałam jednak telefonu, więc postanowiłam pobiec do kliniki, która znajdowała się naprzeciwko. Tak biegnąc znowu przypomniałam sobie swoje myśli; dobrze, że szpital jest tak blisko. Pobiegłam na drugą stronę ulicy i znalazłam jego lekarkę. Powiedziałam szybko, że mąż był u niej niedawno i trafił do szpitala. Poprosiłam, żeby napisała na kartce co zaaplikowała. Była bardzo sytuacja zdziwiona i przestraszona. Kiedy wróciłam do szpitala Piotra w izbie przyjęć już nie było, przewieźli go na OIOM. Okazało się, że w międzyczasie jego stan się pogorszył, zemdlał. Pobiegłam na czwarte piętro. Na OIOM-ie zaczęli go ratować, dawali mu kroplówkę i inne rzeczy, ale w końcu jeden z lekarzy do mnie wyszedł i powiedział;

  • Nie dajemy rady. Tracimy go. Co mąż jadł?Kiedy zadał mi to pytanie poczułam coś dziwnego, spojrzałam na swoją dłoń, nawet ją uniosłam. Poczułam na dłoni kulę, której nie widziałam. Zrozumiałam, że właśnie w ręku dosłownie trzymam los mojego męża. Ode mnie będzie teraz zależeć, czy będzie żył, czy też nie.aaaa-Proszę pana, to trucizna w zębie, wyrwijcie mu ząb!!!. -Ale to jest szpital…-Jak to. Nie macie narządzi?! – ryknęłam.

    Spojrzał na mnie dziwnie i wrócił do Piotra. Po dziesięciu minutach znowu się pojawił i powiedział, że trzeba dentystkę przyprowadzić, żeby wyciągnęła to lekarstwo z zęba. Z powrotem biegłam do kliniki, wpadłam do lekarki, która akurat miała jakiegoś pacjenta.

    -Musi pani iść ze mną, mój mąż umiera – krzyknęłam bez pardonu.

    Zastygła w bezruchu, kątem oka zauważyłam, że jej pacjent osunął się na fotelu. Zawołała jakąś inną lekarkę, wzięła torbę podręczną z narzędziami, płaszcz i wybiegłyśmy razem z kliniki. Dopiero biegnąc zauważyłam, że jest w ciąży. Była przerażona i znowu pomyślałam wtedy; dobrze, że to niedaleko. Na OIOMIE lekarz zaprowadził ją do Piotra. Widząc jej oddalające się plecy poczułam, że teraz wszystko będzie dobrze, poczułam spokój. Kiedy wrociła cała się trzęsła. Myślałam, że zacznie zaraz rodzić. Mówiła tylko;

    • To niemożliwe, niemożliwe, to się nigdy nie zdarzyło.

    Była zdziwiona, że trucizna nie zastygła i mogła ją bez problemu wyjąć. Zostawiła telefon do siebie prosząc, by do niej zadzwonić i poinformować, czy to faktycznie trucizna spowodowała atak anafilaktyczny. Do końca nie wierzyła. Jednak z chwilą wyjęcia lekarstwa, stan Piotra znacznie się poprawił i ustabilizował. Weszłam do środka i zobaczyłam go lezącego i podłączonego do aparatury i od razu przypomniałam sobie moją wizję sprzed kilku lat. http://osaczenie.pl/wp/2016/03/22/ 

    W niedzielę jeszcze nie zdawałam sobie sprawy jak poważna była sytuacja. Dopiero na drugi dzień, kiedy rano przyszłam do szpitala dowiedziałam się, że kiedy tak biegałam pomiędzy kliniką a szpitalem w międzyczasie zastanawiano się, czy przyprowadzić do Piotra księdza, gdyż obawiano się najgorszego.

    Lekarz, który ratował Piotra powiedział wyraźnie, gdybyśmy czekali na pogotowie lub zwlekali trochę dłużej Piotra już by nie było.

    Gdybym wyjechała w niedzielę, Piotra już by nie było.

    Nawet gdyby trafił do szpitala, lekarze nie wiedzieliby gdzie mają szukać, nikt nie wpadłby na to, że to wina zęba. Piotra już by nie było.

    Ciekawa rzecz zdarzyła się 3 dnia pobytu w szpitalu. Piotr z OIOM-u został przeniesiony na inną salę. Zrobiono mu wszystkie niezbędne badania. Rano na obchodzie wśród kilku lekarzy była kobieta około 35 lat, która wyjątkowo długo i uważnie wpatrywała się w Piotra i w końcu spytała go na osobności;

    -Czy nie ma pan nocnych wizyt, czy nie budzi się pan w nocy icon_exclaim - Kopia icon_question - Kopia

    To pytanie kompletnie zaskoczyło Piotra, nie spodziewał się takiego pytania i to w szpitalu. Chciał w pierwszej chwili zaprzeczyć, ale po chwili dogadali się szybko i zaczęli rozmawiać otwarcie. Lekarka stwierdziła, że Piotr ma coś dziwnego w sobie i wcześniej miała już podobnego pacjenta (kobietę). Sama później z tą lekarką rozmawiałam i okazała się bardzo osobą wierzącą. Może ci „bardzo wierzący” czują i widzą więcej?

    W każdym razie Piotrowi to się nie zdarza, ale zaczął się zwierzać kobiecie, którą widział może po raz drugi raz w życiu. Chyba ją swoimi opowieściami przestraszył, a może i zaintrygował, bo zrobiła mu rezonans głowy, wyniki okazały się absolutnie normalne. Myślę, że po tym doświadczeniu Piotr na drugi raz nie będzie już taki wylewny.

    Opisuję to kilka dni po fakcie, a ciągle trzęsą mi się ręce. Kiedy to analizuję widzę, że ten wypadek był wcześniej przewidziany, a może i zaplanowany. Moja wizja sprzed kilku lat, kilka snów o wielkiej wodzie, AIDA i ten głos, który mówił, że Piotr wkrótce odejdzie. Ewidentnie to ode mnie zależało, czy Piotr będzie żył, czy też nie. Gacek nieźle się starał, by zrobić mi prezent na moje urodziny, ale mam nadzieję, że zdałam ten egzamin.

    Zastanowiło mnie jeszcze coś. AIDA ostatnim razem powiedziała;

    -Wyczuwam wdowieństwo, uszyli już pani mężowi płaszcz śmierci.

    Może i nie powinna mi o tym mówić, ale umówiłyśmy się, żeby niczego przede na nie taiła. Widziała śmierć i była tego pewna, a jednak udało się odwrócić bieg rzeczy. Z tego wynika, że nic nie jest przesądzone, ale trzeba słuchać swojej intuicji, znaków, które daje ci Góra.



    Uwaga, ponieważ wpisy edytują się w kolejności od najnowszych do najstarszych, by w pełni zrozumieć pisany tekst, proszę cofnąć się do samego początku.


Sny o wielkiej wodzie.

09. 02. 10 r. Szczecin.

Miałam wizję. Szłam mając małe dziecko na ręku. Za mną szedł wysoki mężczyzna całkowicie biały, to znaczy ubrany na biało i z białymi włosami. Nie odzywał się, ale czułam się przy nim absolutnie bezpieczna. Spojrzałam na dziecko, miało może z siedem miesięcy, głowę jasną, bardzo podobny był do Piotra. Powiedziałam do niego;

  • No i co… wracamy do Domu.

Mówiąc to nie miałam na myśli domu z cegły i dachu, ale dom przez duże D.

Dziecko spojrzało na mnie uważnie;

  • Tak, wracamy do Domu – odpowiedział, choć nie mógł, bo przecież był zbyt mały.

Wracamy do Domu… czyli co? To już koniec? Czy to, że mając świadomość wybieramy Niebo, a nie Piekło?

p. s. Ten wysoki mężczyzna to był zapewne mój anielski strażnik.



23. 02. 10 r. Warszawa.     

Kolejne ugryzienie, tym razem na łydce. Dzieje się to nagle, Piotr chwyta się za nogę i mówi, że coś go ukłuło, potem odsłania nogę i widzi znowu dwa ślady. Tym razem rozstaw między śladami jest znacznie mniejszy.

ugryzienie



25. 02. 10 r. Warszawa.

Minęły dwa miesiące od rozstania ze wspólniczką. Wczoraj przyszła do firmy po resztę dokumentów. Usiadła w pokoju Piotra i zupełnie nieoczekiwanie zwierzyła się, że nigdy nie zrezygnowałaby z firmy, ale nie wiedziała co się z nią dzieje.

  • Byłam jak oślepiona. icon_exclaim - Kopia icon_question - Kopia Czuję się przegraną.

Piotr nie chciał tego dalej słuchać, bo co mógł jej powiedzieć? To co się zdarzyło było zaplanowane i jest nieodwracalne.



26. 02. 10 r. Szczecin.   

Miałam kolejny sen z wodą. Znowu wieżowiec, jestem na przedostatnim piętrze, widzę przez szyby nieprawdopodobnie ciemne zachmurzone niebo, było właściwie czarne i raptem niebo zostaje przecięte jakby skalpelem. Wielka ulewa, wodospad wody leje się z tej szczeliny i widzę, jak woda pochłania miasto, przewracają się domy, czuję, że muszę biec na ostatnie piętro. Kiedy tam docieram, widzę jak woda dosięga piętra, na którym byłam przed chwilą i tam się zatrzymała. Wiem, że jestem teraz bezpieczna. Obserwuję wszystko z góry w spokoju.

maxresdefault

Straciłam już rachubę, który to sen z tej serii. Zauważyłam, że powtarzają się coraz częściej. Jestem tym już zmęczona, bo nie wiem o co chodzi…. Najpierw niepokojące słowa AIDY, że gacki będą chciały Piotra zabić, niepojące słowa, które Piotr słyszał w kościele, te katastroficzne sny, które się intensyfikują… Coś się szykuje…   



28. 02. 10 r. Warszawa.

Zadzwonił do mnie Piotr.

Miałem sen, wielka ulewa zalewa miasto, chmury są potwornie ciemne i złowrogie. Jadę autem i szukam cię po ulicach, dojeżdżam do wysokiego wieżowca, wbiegam na przedostatnie piętro i tam cię znajduję. Łapię za rękę i ciągnę na wyższe piętro, ale gwałtownie mnie zatrzymujesz mówiąc, że tu będziemy bezpieczni. 

Masz ci los icon_exclaim - Kopia icon_question - Kopia  Pierwszy raz, a może drugi… zdarzyło nam się tak zgrać z wizjami. To dla mnie zagadka. Na pewno coś się zdarzy i wygląda na to, że to ja nas uratuję. Zażartowałam sobie nawet, że Piotr musi mnie słuchać, by wyjść z tego cało. Obruszył się. 

Pierwsze ukąszenie.

05. 12. 09 r. Warszawa. 

  • Jestem na jakiejś przestrzeni, polanie, widzę ścianę czarnych, paskudnych demonów, naprzeciwko nich stoją dwa wielkie białe anioły i za nimi ściana białych istot. Czarni byli więksi i było ich dużo więcej, a Biali wydawali się lekko przestraszeni. Stali i tylko obserwowali, spadłem z góry między aniołami a czarnymi, wtedy usłyszałem;
  • Nareszcie jesteś.

  • Nie czekając na to co Biali zrobią, rzuciłem się w środek demonów. Zacząłem ich wybijać, nawet nie wiem jak to robiłem. Biali nadal nic nie robili, bo czułem, że to było moje zadanie. Czułem, że Góra wymaga ode mnie, bym nigdy nie przestawał walczyć.

Blog



10. 12. 09 r. Warszawa.

Wczoraj córka miała sen, w którym wyrywa wielkiego wijącego się czarnego robala z ręki. Dzisiaj Piotr miał sen, że jesteśmy w trójkę w kawiarni i obsługują nas osoby ubrane na czarno. Wie, że to demony i daje mi znak, bym na nich uważała. Kelnerzy orientują się, że ich rozszyfrowaliśmy i zostawiają w nas spokoju, ale dobierają się do córki chwytając ją za rękę. Nie zdążyłam nic zrobić. Sen kończy się nagle.

Rozumiem, że gacki mają z nami coraz trudniej, bo i nasza świadomość jest znacznie mocniejsza, trzeba będzie uważać jednak na córkę. Jeśli gacki nie mogą nas dorwać dobiorą się znowu do niej i boję się, że będzie powtórka sprzed kilku lat.  Pocieszające, że w tym śnie sama wyrwała sobie robala, więc może jest na tyle świadoma, że i sama może z nim walczyć. Mimo wszystko musimy mieć ją pod kontrolą. Ostatnio nasza nieuwaga sporo nas kosztowała.



11. 12. 09 r.  Warszawa. 

Zadzwonił do mnie Piotr i opowiedział, co się właśnie przed chwilą wydarzyło.

Podchodzę do lustra, ale zamiast swojego odbicia widzę twarz obcej obrzydliwej istoty. Byłem zaskoczony. Wkurzyło mnie to i zbliżyłem swoją twarz do lustra jeszcze bardziej.

  • To nie jestem ja – kiedy to powiedziałem ta postać się rozmyła i wszystko było już normalnie.

Wróciłem do łóżka i leżąc zastanawiałem się jak oni to robią. Wychodzą ze ściany, wiszą pod sufitem, wychodzą z lustra, nigdy nie wiadomo czego mogę się spodziewać. Jak to technicznie jest możliwe? Jakby dla nich materia nie istniała. Po chwili poczułem, że nie mogę poruszać ani nogami i rękoma. Dopiero wtedy się przestraszyłem, bo pomyślałem, że ze mną już koniec. Nad głową zobaczyłem małe światełko, które po chwili dotknęło mojego czoła.

  • Wybrałem ciebie do wielkich rzeczy.
  • Twoje życie tutaj niedługo dobiegnie końca usłyszałem stanowczy, ale spokojny głos.
  • Przecież cię zdradziłem!i wtedy światło znowu dotknęło mojego czoła. Pomału zacząłem czuć swoje ręce i nogi.

Piotr opowiadał mi o tym kompletnie bez emocji. Nic go w tym wszystkim nie zdziwiło, a mnie uderzyły słowa; Twoje życie tutaj niedługo dobiegnie końca. Zaczynam się naprawdę bać. Te sny z wodą i teraz to. Coś się wydarzy. Czy można temu zapobiec? Jeśli Góra ma takie plany, to co ja mogę zrobić? A jeśli to nie Góra przemówiła do Piotra?



20. 12. 09 r.  Warszawa.

No i stało się. Magda podpisała wszystkie dokumenty, tym samym ostatecznie rezygnując z udziałów w firmie. W kancelarii prawnik wyraził swoją opinię, że pierwszy raz się zdarza, by ktoś rezygnował z udziałów w spółce, która przez wiele lat przynosiła zyski. Piotr myślał, że ukatrupi go wzrokiem, ale Magda jakby nadal oślepiona nawet na te słowa nie zwróciła uwagi. Prawnik załatwiał sprawnie wszystkie formalności. To co powinno trwać co najmniej pół roku trwało 3 tygodnie.

Piotr czuje się jak nowo narodzony. Mam nadzieję, że to początek końca.



21. 01. 10 r. Warszawa.

Piotr leżał na sofie i oglądał TV, kiedy coś wkuło mu się w stopę. Ściągnął skarpetę i wtedy zobaczyliśmy dwa ślady. Zrobiłam zdjęcie swoją Nokią Sirocco. Ukłucia są bardzo wyraźne i nie mam pojęcia skąd się mogły wziąć. Na razie odsuwam myśl, że to sprawka gacka. Ukąszenie pająka? Musiałby być bardzo duży, ogromny.

ukaszenie


Uwaga, ponieważ wpisy edytują się w kolejności od najnowszych do najstarszych, by w pełni zrozumieć pisany tekst, proszę cofnąć się do samego początku.

Jestem, który Jestem.

24. 10. 09 r. Warszawa.

  • Siedzę przy stoliku razem z Magdą. Uśmiecha się od mnie przymilnie. Wstaję i wychodzę z budynku, bo nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Kieruję się na schody. W pewnej chwili słyszę, że na parterze ktoś biegnie szybkim tempem, istota podobna do czarnego psa omija mnie i wbiega na wyższe piętro, gwałtownie po chwili zatrzymuje się i wraca. Staje przede mną pełna nienawiści i atakujeW tym samym momencie budzę się i słyszę wyraźnie słowa;
  • Błyszczy i promieniuje „Jestem, który Jestem”.

Sprawdzam w internecie. Okazuje się, że jest to część modlitwy ochronnej.

MODLITWA OCHRONNA

Przede mną Rafał,
za mną Gabriel,
po mojej prawej Michał,
po mojej lewej Uriel.
Otacza i ochrania mnie
boskie światło,
teraz i na wieki.
Przede mną Rafał,
za mną Gabriel,
po mojej prawej Michał,
po mojej lewej Uriel (Auriel),
nade mną Jofiel,
pode mną Zafkiel,
pośrodku Chamuel.
Chroniony i ukryty w boskim bycie.
Pośrodku sześcioramiennej gwiazdy,
w ochronnej kuli,
błyszczy i promieniuje „JESTEM, który JESTEM”.

Wiem, że to ważny przekaz. Piotr jest otoczony opieką i takiej opieki ma szukać poprzez modlitwę… ale czy akurat przez tę modlitwę? O niektórych wymienionych archaniołach nawet nie słyszałam. Chamuel? Zafkiel? Jofiel? Wedlug Wiki to https://pl.wikipedia.org/wiki/Archanio%C5%82    to, że nie słyszałam nie znaczy, że Ich nie ma.



28. 10. 09 r. Warszawa.

Nie wiem, czy ma to jakiś związek z odejściem Magdy, ale ostatnio Piotr otrzymuje sporo „informacji” z Góry. M.in;

  • Musisz wrócić do Nas w pełnej świadomości.

Być może Piotr musi mieć pełną świadomość czym jest dobro, a czym jest zło. Być może Piotr musi dokonać świadomie wyboru między dobrem a złem. Nie wiem, czy prawidłowo to interpretuję.



30. 10. 09 r.  Warszawa. 

Piotr za wszelką cenę chce rozstać z się z Magdą. Wiąże się to jednak z problemami formalnymi. Ponieważ to spółka z o. o. rozwiązanie firmy wymaga czasu i zgodnie z prawem trzeba spłacić jej udziały, a w tej chwili kondycja firmy jest dość kiepska, dodatkowo nie wiadomo czy jeden z kontrahentów ureguluje płatność na milion złotych. Cała ta sytuacja źle wpływa na Piotra i widzę jak się miota sfrustrowany. Wie, że musi to zrobić, a z drugiej strony boi się, że zbankrutuje. Pozbycie się gacka czy finansowa wygoda? Coś za coś. Patrząc na to z boku odnoszę wrażenie, że Piotra ktoś wystawia właśnie na próbę. 

Piotr niemal codziennie dostaje przekazy mówiące o tym, że idzie dobrą drogą, ale wczoraj wybuchnął zirytowany;

  • Chcecie tego, ale zostawiliście mnie samego! – Nie usłyszał odpowiedzi.

Dzisiaj Piotr odebrał telefon. Jakaś kobieta chciała złożyć zamówienie. Od słowa do słowa okazało się, że pracuje w kancelarii prawnej, która załatwia sprawy spółek z o. o. w ciągu kilku dni. No cóż…. jakby spadła z nieba…. dosłownie. Tak właśnie dała znak Góra. Nie odpowiada, kiedy my tego chcemy, ale działa, kiedy tego nie widzimy.



12. 11. 09 r.  Szczecin.

Miałam wizję, która co jakiś czas mi się ostatnio powtarza, jednak tym razem zakończenie było zupełnie inne.

Stoję na dachu wysokiego wieżowca i dookoła widzę wodę zalewającą miasto. Dotychczas woda zatrzymywała się na jakimś poziomie i wiedziałam, że jestem na tym dachu mimo wszystko bezpieczna. Jednak tym razem widzę, jak poziom wody cięgle się podnosi, zamienia się w tsunami. Obserwując to wiem, że nie mam już szans na ucieczkę i że niestety tym razem nie uda mi się przeżyć. Jestem tym faktem zaskoczona i myślę jedynie, by stało się to szybko i bezboleśnie. Ogarnia mnie też totalny spokój i uczucie pogodzenia się z nieuchronnym.

woda

Budząc się czuję, że nadchodzą sprawy, które nadejść muszą i nie mam na to żadnego wpływu.



15. 11. 09 r. Warszawa.

Piotr chodzi od niedawna do nowego kościoła. Ksiądz prowadzący poranne msze bardzo intensywnie mu się przygląda. Dzisiaj podszedł do niego i osobiście podzielił się z nim opłatkiem.

Od kilku miesięcy Piotr w różnych miejscach znajduje kolejne obrazki Chrystusa, cały pokój jest oblepiony tymi obrazkami, czasami czuję się w nim jak w kaplicy. Nie wiem jak poczuł się ksiądz, który przyszedł kiedyś tu po kolędzie, ale go zamurowało. W każdym razie bardzo spieszno było mu do wyjścia.

Pokój ma dziwną atmosferę, właściwie całe mieszkanie ma dziwną atmosferę. Kiedyś Krysia zaproponowała pewnej znajomej, by pod nieobecność Piotra mogła się przespać, ale ta powiedziała znamiennie, że wołałaby spać pod mostem niż w tym mieszkaniu. My już jesteśmy przyzwyczajeni, ale zastanawia mnie czasami to, że ludzie wyczuwają podświadomie inność tego miejsca.

Piotr przyznał mi się ostatnio do czegoś….

  • Tak bardzo za nim tęsknie, czuję Go koło siebie – powiedział Piotr. – Kiedy jestem sam, czasami wydaje mi się, że jest tuż obok mnie… wtedy dotykam Jego stóp.
  • Wczoraj usłyszałem głos spod sufitu;
  • Znaczysz dla mnie wiele, tutaj na Ziemi.
  • Już cię namaściłem, jesteś mi bratem, niedługo będziemy razem.

Nie znam odpowiedzi na takie słowa, ale zrozumiałam, jakiej wielkiej wewnętrznej przemiany dokonał Piotr.

p. s. Co miał na myśli ten Ktoś mówiąc; niedługo będziemy razem?

Wizja o hangarze.

20. 09. 09 r. Warszawa.

Piotr stara się być codziennie na porannej krótkiej mszy. Umówiliśmy się, że jeśli będzie się coś działo, to zaraz po wyjściu ma do mnie natychmiast zadzwonić. Dlaczego? Ano dlatego, że kiedy coś słyszy to po jakimś czasie nie jest w stanie tego powtórzyć, nie pamięta. Nie rozumiem tego fenomenu. Z drugiej strony wolę tak niż miałby coś wymyślać na siłę. Powiedział, że dzisiaj usłyszał;

  • Decyzja jeszcze nie zapadła, musisz uważać, bo mrok ciągle jest przy tobie i czeka….

Zauważyłam, że słowa, które Piotr od jakiegoś czasu słyszy właśnie w kościele są dość ….. specyficzne. Nazwałabym je nieziemskimi. Kto mówi w ten sposób? Kiedy pytam o to Piotra ten tylko wzrusza bezradnie ramionami. 

p. s. Nie wiem, o jaką decyzję chodzi, ale to, że „mrok” czyli gacek czeka, to my akurat wiemy. Widocznie ktoś stwierdził, że przypomnieć nie zaszkodzi.



02. 10. 09 r.  Warszawa. 

Wspólniczka postanawia odejść z firmy. To jest coś absolutnie nie do uwierzenia. Ona nigdy by tego sama nie zrobiła. Kiedy o tym myślę, od razu przypominam sobie wizję, którą Piotr miał rok temu.  Wtedy to zignorowałam, ale wróciła do mnie z podwójną siłą, bo uświadomiłam sobie, że właśnie zaczęła się sprawdzać.

Miałem bardzo ciekawą wizję. Wjechałem wielkim tirem do hangaru, zaparkowałem pośrodku. Magda wjechała swoim pick-upem. Zaparkowała tak, że zablokowała mi możliwość wyjechania. Wyszła z auta i podeszła do mojej szoferki. Podniosła rękę i widzę, że zamiast paznokci wyrastają jej szpony. Szponami przejechała po drzwiach szoferki zostawiaj na niej okropne ślady. Otworzyłem drzwi i mówię do niej spokojnie;

  • Magda, co u ciebie?

xmenc55cc5eb50533fce6a785dc28a9200b1

Uspokoiła się i schowała szpony. Widzę w hangarze mocno oświetloną salę i starszego mężczyznę, który w tym pomieszczeniu zamiata, spojrzał na mnie jakby wszystko rozumiejąc. Zaprowadziłem tam Magdę. Siada przed telewizorem. Jest tak zapatrzona w ekran, że nie widzi coś się dookoła niej dzieje, jest jakby oślepiona. Wtedy zdaję sobie sprawę, że jest to świetna okazja, by uciec. Same otwierają się wielkie drzwi hangaru, znika jej auto i wielkim tirem wyjeżdżam przed siebie zostawiając Magdę za sobą. Uwolniłem się.

Od czasu tej wizji Magda zaczęła się dziwnie zachowywać. Mimo, że jest mężatką wdała się w romans z dużo młodszym facetem. Chodziła zakochana po firmie jak śnięta. Piotr opowiadał mi o tym wkurzony, bo nie tylko ma pod bokiem prawdziwą wiedźmę, jak to określił, to jeszcze nie nadającą się do pracy. Nie wiem co było dla niego gorsze, czy jej „czarne” pochodzenie czy jej niezdolność do pracy. W każdym razie odkąd dowiedział się, że jest ona z Dołu marzył o tym, by odeszła. Nie miał jednak żadnego pomysłu jak to zrobić. I kiedy tak go słuchałam powiedziałam mu, by zaproponował jej urlop.

  • Miesiąc to za mało, dwa miesiące dużo, ale po trzech miesiącach nie będzie jej się chciało do firmy wracać.

Nie wiem dlaczego to powiedziałam, miałam wrażenie, że to nie ja mówię. Piotr mnie posłuchał i zaproponował Magdzie 3 miesiące urlopu. Kiedy pracownicy o tym usłyszeli od razu się ucieszyli. Ktoś nawet powiedział;

  • Do firmy zawitało słońce.

Kiedy minęły 3 miesiące zgłosiła się o przedłużenie urlopu.   Minęły kolejne i pojawiła się pewnego dnia skwaszona. Zaczęła przeglądać dokumenty i stwierdziła, że inwestycja w import herbaty z Chin doprowadzi do upadku firmę i ona nie chce w tym uczestniczyć. Piotr słysząc te słowa podjął temat, że jeśli chce odejść to szybko to załatwi. Magda bez słowa wzruszyła ramionami, jakby na niczym jej nie zależało machnęła ręką i odeszła. Piotr mówił, że zachowywała się jak oślepiona, nic ją nie interesowało. To było zadziwiające zachowanie, bo do tej pory mogła pazurami oczy wydrapać na samo wspomnienie o podziale spółki, a teraz zażądała spłaty swoich udziałów i zdecydowała się odejść. Piotr bardzo się cieszy, bo wiele lat na to czekał.

Słysząc „oślepiona” od razu przypomniałam sobie wizję o hangarze. Kiedy teraz to analizuję widzę pełen obraz całej sytuacji. „Góra” stworzyła swój misterny plan, który właśnie się zrealizował.

-Magda poznała człowieka, który ją „oślepił”, zapatrzyła się w niego jak w telewizor.

-Starszy mężczyzna przygotował oświetlone pomieszczenie, czyli szykował całą sytuację. Światło i starszy mężczyzna zawsze kojarzy mi się z Górą.

-W hangarze otworzyły się drzwi, czyli możliwość na rozwiązanie sytuacji. Piotr wykorzystał tą sposobność i wyjechał swoim tirem, a w symbolice naszych wizji auto znaczy życie.

-Wizja pokazała, że ich drogi się rozeszły i to w pokojowy sposób.

Magda nie może mieć żadnych pretensji do Piotra, bo to była wyłącznie jej decyzja, decyzja, która nas w cudowny sposób absolutnie zaskoczyła.

To doświadczenie wiele mnie nauczyło. Nauczyło, by nie ignorować tego co widzi Piotr, bo jego wizje  po prostu się sprawdzają.


10. 10. 09 r.  Warszawa.  

Pewna znajoma Piotra bardzo usilnie nalegała na spotkanie. Piotr z braku czasu chciał ją spławić, ale w końcu się zgodził. Dorota powiedziała mu coś bardzo istotnego. Miała sen, który powtórzył się trzykrotnie 

Biegłeś przez las, drzewa w tym lesie nie były liściaste, ale iglaste, można nawet powiedzieć, że były to wysokie krzaki z ostrymi kolcami. Goniły cię dwie istoty, małe, ciemne i zakapturzone, chciały cię dogonić, ale jakby nie mogły. Kiedy się zbliżały… nagle ich ruchy się spowolniały. Biegłeś w kierunku wielkiej kuli światła, która gdzieś w oddali przez te drzewa się przebijała, biegłeś szybko głośno krzycząc; poczekajcie na mnie. !!! Tak się darłeś, że mnie obudziłeś. Miałam takie wrażenie, że nie uciekałeś przed mrocznymi istotami, ale biegłeś rozpaczliwie do tego światła, do którego udało ci się w końcu wejść.

aaaaa

Kiedy to usłyszałam byłam naprawdę bardzo zaskoczona. Osoba trzecia, zupełnie nie wiedząca z czym mamy do czynienia, zobaczyła to doskonale. To zdumiewające. Sen Doroty przedstawia walkę duchową Piotra… jego krzyk duszy i tęsknotę za światłem, za Górą. W tym śnie mu się udało, a w realu … ?

                                                                           

Twarz spod sufitu.

10. 05. 09 r. Warszawa. 

Wczoraj Piotr miał drobny zabieg chirurgiczny, usuwał narośl, a wieczorem miał ciekawe … spotkanie.

Jest już wieczór, leżałem w łóżku w pełnej ciszy wpatrując się w sufit. Potrzebowałem ciszy i spokoju, bo po zabiegu byłem trochę osłabiony. Nagle widzę nad sobą ze zdziwieniem, że powietrze zaczęło rzednąć i gęstnieć na przemian. Powoli zaczęła się z tego powietrza kształtować twarz, która z czasem nabrała bardzo wyraźnych rysów.

mgła

Wielka na 2 metry twarz zawisła pod sufitem. Gapiłem się na to nie ruszając się. To była twarz mężczyzny, jego oczy lekko przymknięte wpatrywały się we mnie spokojnie, ale przenikliwie. Gapiliśmy się tak na siebie bez słów, bo mnie zatkało z wrażenia i bałem się cokolwiek zrobić. Twarz nic nie mówiła, nie otwierała ust, ale usłyszałem wyraźne słowa w swojej głowie.

  • Obserwujemy cię. Zapisujemy twoje uczynki. Zawarcie przymierza było tylko początkiem nowego życia, prowadzonego przez świętego Pawła. Znaki, jakie dostajesz na ciele to wszystkie twoje wybryki i świadectwo tego, że jesteśmy.

Nie wiem kiedy zwróciłem ku tej twarzy swoje dłonie. Poczułem od niej silną energię i silne mrowienie. Zaraz potem poczułem na dłoniach niewidzialne kule energetyczne. Miałem wrażenie, że dzięki nim mogę władać wielką siłą, mogę wyrządzić wiele dobrego, ale i złego. Z chwilą, kiedy o tym pomyślałem, kule zniknęły, tak jakby dano mi do zrozumienia, że nie jestem na to gotowy.

p. s. Święty Paweł ??? Taaaa, dlaczego mnie to nawet nie dziwi ? 



22. 06. 09 r.  Szczecin. 

Przeczytałam w nr 7 „Nieznanego Świata” artykuł dot. wspólnych modlitw benedyktynów i tybetańskich mnichów. Znalazłam w nim odpowiedź na jedno z moich pytań, czy można być naprawdę uduchowionym prowadząc biznes, czy jedno nie wyklucza drugiego. Zawsze mnie to zastanawiało. Rozmawiamy i widzimy anioły, demony, a jednocześnie pracujemy i płacimy podatki. Prowadzenie biznesu wymaga czasami brutalnych decyzji, które mogą innych ranić. Trudno doskonalić się i „być świętym” kiedy trzeba zarabiać na ZUS…. A tu proszę…

Jeśli w pełni świadomie przeniesiemy w te dziedzinę normy moralne, kiedy potraktujemy biznes jak twórczość, wyraz miłości do świata i ludzi, wówczas będziemy nie tylko zarabiali, ale potroszę zmienimy ten brutalny świat”.

Wczoraj Piotr miał bardzo ciekawy sen.

Płynęliśmy razem łodzią, Piotr wiosłował, a je patrzyłam na gwiazdy na niebie i szukałam znaków, by go dobrze tą łodzią pokierować. Płynęliśmy wartkim nurtem rzeki i dotarliśmy do bardzo niebezpiecznego miejsca, które się gwałtownie zwężało i otoczone było skałami. W pewnej chwili wychylam się niebezpiecznie i wypadam z łodzi.

Nie wiedziałam do końca, jak zinterpretować ten sen, ale w tym samym numerze NŚ przeczytałam co znaczy właśnie „łódź„. To świadomość, którą mamy w ciągu naszego życia.

Wtedy zrozumiałam. Razem przechodzimy przez to wszystko mając pełną świadomość co się dzieje. Pomagam mu odczytywać znaki i dzięki temu ciągle płyniemy. Nadchodzi jednak czas najtrudniejszy dla Piotra, bo w tym śnie zostaje sam i sam będzie musiał podejmować decyzję.



14. 09. 09 r.  Warszawa.

Idę wąską ścieżka, dookoła ciemność, tylko z góry widzę strumień światła, który oświetla mi drogę i prowadzi. Czuję jednocześnie, że wokół mnie krążą gacki, ale nie chcą lub też boją się mnie zaatakować. Wiem, że właśnie to światło ochrania mnie przed atakiem, ale w pewnej chwili światło gaśnie. Nastaje ciemność i nic nie widzę. Gacki rzucają się natychmiast na mnie, rozszarpują moje ciało, gryzą, ja to wszystko czuję. Nagle budzi się we mnie wielka siła i wybucha, zostawiam moje zniszczone ciało i unoszę się do góry jako biała postać, odchodzę do Nieba.



16 .09. 09 r. Szczecin.

Dzisiaj miałam kolejny sen o potężnej wodzie, która zalewa miasto. Zanotowałam to w końcu, bo to chyba nie przypadek. Kilka snów o wielkiej wodzie w ciągu 2 tygodni? 

Znowu jestem na dachu wieżowca i wszystko obserwuję z góry. Widzę, jak woda zalewa miasto szybko i dochodzi prawie do ostatniego piętra mojego wieżowca, ale mimo to czuję się bezpiecznie.

Sny z wodą powtarzają się ostatnio regularnie. Hmmm, ciekawe co się zdarzy ?